
Aby w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość mogło sięgnąć po władzę, musiało stworzyć fałszywy obraz rzeczywistości. Zdyskredytować to co było i zohydzić na tyle, by znaczna część wyborców nabrała przekonania, że „skorumpowane i zdemoralizowane” elity władzy rujnują gospodarkę, przekształcając ją w kolonię Zachodu kosztem zwykłych obywateli. Wykorzystując silne emocje oparte na strachu przed konkurencją i Europą bez granic, odwołując się do patriotycznej retoryki, PiS-owi udało się narzucić w społecznym dyspucie narrację „Polski w ruinie”, z której jedynym możliwym wyjściem była zmiana władzy.
Nastąpiło więc klasyczne odwrócenie kota ogonem czyli wmówienie ludziom, że wszelkim niepowodzeniom w gospodarce winny jest Tusk i jego ekipa, który to argument - z powodzeniem partia Jarosława Kaczyńskiego wykorzystuje do dzisiaj, mimo że to ona trzyma stery władzy już drugą kadencję. A że apetyt na władzę ma ogromny, to zrobi i obieca wszystko, byle tylko utrzymać swoją hegemonię.
Centralizacja receptą na utrzymanie się u władzy
Receptą na wieloletnie rządy PiS-u jest centralizacja władzy, czyli stopniowe pozbawianie samorządu jego kompetencji. Kaczyński wie doskonale, że bez samorządów w Polsce rządzić się nie da, zrobi więc wszystko, by maksymalnie podporządkować je władzy centralnej. Autonomia samorządu terytorialnego jest mu nie tylko nie na rękę, ale stanowi zagrożenie dla jego wizji państwa opartego na jednolitym systemie władzy. Jednostki władzy lokalnej, zamiast kształtować własną politykę, powinny realizować zadania nakreślone przez rządzącą większość. Dlatego recentralizacja państwa musi postępować. I chociaż nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, a powrót do przeszłości, wielu z nas odbiera jak political fiction, to pewne zjawiska na naszych oczach stają się faktem.
Po ostatnich wyborach prezydenckich, znów gorącym tematem stał się ustrój terytorialny. Z uporem maniaka, rządzący wracają do pomysłu wydzielenia Warszawy z Mazowsza i uczynienia ze stolicy wyodrębnionego województwa. Argument za wprowadzeniem takiego rozwiązania jest prosty: Mazowsze jest najbardziej zróżnicowanym pod względem zamożności regionem w Polsce. Wraz ze stolicą, może pochwalić się produktem krajowym brutto przekraczającym średnią unijną. Bez Warszawy jednak, jest jednym z biedniejszych regionów kraju i Unii Europejskiej. Wniosek: stolica zawyża wyniki całego Mazowsza, co ma wpływ na dystrybucję środków europejskich.
Na pierwszy rzut oka, takie rozumowanie trzyma się kupy… Podział Mazowsza powinien zwiększyć szanse pozastołecznych ośrodków. Jest jednak jedno… „ale”. A mianowicie - taki podział od stycznia 2018 r., w sensie statystycznym, już istnieje. Mazowsze, mimo że pod względem administracyjnym ciągle jest jednym województwem, dla Unii dzieli się na dwa regiony analizowane odrębnymi statystykami, co umożliwia odpowiednią alokację pieniędzy w nowej, rozpoczynającej się w 2021 r. perspektywie budżetowej. Kierując się takim myśleniem, najważniejszy argument przemawiający za wprowadzeniem takiego rozwiązania upada, o co więc zatem chodzi? Oczywiście o politykę. Nowy podział administracyjny i wybory do sejmików, otworzyłyby drogę PiS do władzy przynajmniej w powiatach pozastołecznych. Powiatów otaczających Warszawę pewnie nie udałoby się PiS-owi przejąć, za wyjątkiem tych - jak Otwock, w których już sprawuje władzę, ale inne - dlaczego nie?
Bez samorządów rządzić się nie da
Sympatie większości wyborców mieszkających w Warszawie, jak i w miejscowościach należących do tzw. „obwarzanka” okalającego stolicę, od dłuższego już czasu spędzają sen z powiek Kaczyńskiego. Rozumie to opozycja i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który uczynił z samorządności jeden z filarów programu swojej kampanii prezydenckiej i który mógł liczyć w niej na poparcie innych samorządowców na bezprecedensową w historii skalę. Dobrze pamięta o tym prezes PiS, który do następnych wyborów parlamentarnych i samorządowych zaplanowanych na 2023 r. chciałby zamknąć rozpoczęty proces recentralizacji i mieć wpływ na władzę w samorządach. W tej politycznej układance samorządy odgrywają niepoślednią rolę, bo bez nich - jak już wspominałem wcześniej - rządzić się nie da. Oczywiście, o ile rządzenie rozumiemy jako rozwiązywanie konkretnych problemów.
Aby efektywnie wykorzystywać środki finansowe płynące z Unii Europejskiej, PiS musi więc rozwiązać „problem z samorządami”. Wyjścia są dwa. Albo porozumie się z nimi, co dzisiaj wydaje się raczej mało prawdopodobne, albo będzie zachowywać się tak - jak do tej pory, prąc do konfrontacji i zbudowania swojej przewagi. A nie zapominajmy, że ma takie mozliwości, ot chociażby poszerzając zakres politycznych wpływów, przez różnego rodzaju interwencje ustawowe ograniczające kompetencje samorządu i przejmując władzę tam - gdzie jest to realne (czyli np. na Mazowszu, jeśli dojdzie do jego podziału). Jak działa zasada divide et impera mogliśmy się przecież przekonać przy podziale środków z Funduszu Inwestycji Lokalnych. Przypomnijmy… Osiem województw rządzonych przez PiS dostało z rządowego funduszu 292 mln zł. Osiem, w których rządzi opozycja - 36 mln zł. Zdaniem opozycji - nie da się tego wytłumaczyć żadnymi obiektywnymi kryteriami.
Czy podział Mazowsza jest potrzebny?
Zasada samorządności, od momentu jej wprowadzenia w 1990 r., sprawdza się doskonale. Nadchodzą jednak nowe wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi, wyludnianiem i starzeniem się społeczeństwa, koniecznością modernizacją gospodarki i systemu energetycznego, przestawieniem na rozwiązania stricte ekologiczne i działające w zgodzie ze środowiskiem. By im podołać, zamiast konfrontacji potrzebna jest współpraca na różnych szczeblach zarządzania, poczynając od lokalnego, przez regionalny i państwowy, a na europejskim kończąc. Sprawny samorząd, reprezentujący interesy lokalnych społeczności, jest w tej układance elementem kluczowym i niezbędnym. Czy zatem wyodrębnienie z województwa mazowieckiego dwóch jednostek jest potrzebne? A jeśli tak, to komu i do czego? Zwolennicy takiego pomysłu twierdzą, że podział Mazowsza ma poprawić dostęp do środków unijnych, utrudniony zawyżaniem statystycznego poziomu zamożności regionu przez Warszawę i jej najbliższe okolice, co pozwoliłoby skierować większe środki do odległych części Mazowsza, a w efekcie zwiększyć dostęp mieszkańców tych obszarów do różnych usług publicznych. Miasto lub miasta, które stałyby się siedzibami władz nowego województwa, zyskałyby rozwojowy impuls, który pomógłby im zwalczyć problemy, z którymi borykają się od utraty statusu miast wojewódzkich po reformie z lat 1998-99. Czy te obietnice mają szansę się spełnić? Absolutnie NIE!
Argument dostępu do funduszy UE jest nieaktualny od 2018 r. Komisja Europejska zaaprobowała wówczas postulowany przez marszałka Województwa Mazowieckiego Adama Struzika podział na dwa odrębne regiony statystyczne NUTS-2. Odtąd Warszawa nie zawyża żadnych wskaźników reszty Mazowsza, bo jest traktowana jako odrębny region. Opracowując zasady przyznawania środków dla poszczególnych regionów, Komisja Europejska kieruje się właśnie statystykami rozwoju gospodarczego w regionach NUTS-2. A więc podział województwa mazowieckiego na dwie mniejsze jednostki samorządowe nic tutaj nie zmieni.
Przekonanie, że podział województwa na dwa mniejsze, doprowadziłby do bardziej równomiernego rozwoju całego regionu, też nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Jest bowiem oparty na założeniu, że władze wojewódzkie wydają środki na działania realizowane w stolicy, zaniedbując tym samym - resztę regionu. Tymczasem prawda jest inna… Owszem, zdarza się, że duże miasta pozyskują więcej środków niż mniejsze ośrodki (w przeliczeniu na mieszkańca), ale nie wynika to ze złej alokacji środków regionalnych, a z większych funduszy przeznaczonych na programy realizowane w skali całego kraju. To zaś z kolei - z faktu, że w programach tych preferowane są inwestycje mające szerszy wpływ na otoczenie, a o takie projekty łatwiej w większych aglomeracjach. W ogóle jeśli chodzi o inwestycje w skali lokalnej, to zarządzanie nimi na poziomie regionalnym daje lepsze efekty, niż zarządzanie centralne.
Podział województwa znacząco wpłynąłby na możliwość wykonywania zadań, za które odpowiada samorząd regionalny. Najważniejsze z nich to: dofinansowanie przewozów kolejowych, utrzymanie i modernizacja dróg wojewódzkich, wyposażenie wojewódzkich szpitali czy utrzymanie obiektów kultury (muzeów i teatrów). Wbrew zdaniu zwolenników podziału, z czysto finansowego punktu widzenia na takiej zmianie zyskałby region stołeczny, a mocno straciłaby pozostała część Mazowsza. Uzasadnia to zarówno strona dochodowa, jak i wydatkowa budżetu.
Podział województwa nie gwarantuje sprawiedliwego podziału środków
Mimo tego, PiS nie ma zamiaru odstąpić od swoich planów i planuje podział Mazowsza w 2021 roku na dwa województwa. Jedno z siedzibą w Radomiu, drugie w Warszawie. Działanie to ma to być panaceum na wszystkie problemy, które z chwilą podziału - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - ma zamienić „obwarzankowe województwo” w super bogate. Skąd będą na to pieniądze? Przecież głównym źródłem dochodów dla województw jest podatek CIT płacony przez przedsiębiorstwa, a blisko 90 proc. wpływów z tego podatku generują firmy ulokowane w aglomeracji warszawskiej, w przeciwieństwie do „obwarzanka", gdzie jest ich niewiele. Z Unii Europejskiej? Kłopot w tym, że od 1 stycznia 2021 r. obowiązuje nowa perspektywa unijna i wynegocjowanie z Komisją Europejską Regionalnego Programu Operacyjnego dla nowego województwa jest całkowicie NIEREALNE. Nowe województwo będzie więc musiało bazować na tym, co już wywalczyło Mazowsze. Gdzie tu sens i logika? Od samej zmiany granic, województwa nie zrobią się bogatsze…
Samorządowcy przeciw podziałowi Mazowsza
O tym, że koncepcja podziału Mazowsza jest nie tylko niepotrzebna, ale również szkodliwa, przekonują już nie tylko samorządowcy, ale również naukowcy. Warszawa i otaczające ją powiaty generują 156 proc. średniego unijnego PKB, co zalicza województwo do regionów lepiej rozwiniętych. Jednak bez stolicy, Mazowsze to już tylko jeden z biedniejszych regionów Polski. Unijna zasada wyrównywania różnic ekonomicznych tu nie działa.
Determinacja PiS-u w rozbijaniu istniejącej struktury administracyjnej oparta jest na chęci sięgnięcia po większą władzę. Prof. Paweł Swianiewicz z Katedry Rozwoju i Polityki Lokalnej Uniwersytetu Warszawskiego powiedział na łamach „Rzeczpospolitej”, że „jedną z przyczyn forsowania przez polityków PiS pomysłu podziału Mazowsza może być niewiedza, a także nieznajomość lub brak zrozumienia faktów. Kolejnym argumentem może być cynizm polityków i chęć odwrócenia uwagi od innych niewygodnych zdarzeń, np. przebiegu pandemii, a także (…) odniesienia zysku politycznego (i nadzieja, że przy nowym układzie granic uda się przejąć władzę w jednym lub obu nowo powstałych województwach)”.
Sprzeciw wobec pomysłu podziału Mazowsza zawarły w swoich stanowiskach rady powiatów, miast i gmin. Do sprawy negatywnie odnoszą się również kolejne samorządy na Mazowszu, wyrażając zaniepokojenie konsekwencjami, jakie może przynieść ewentualny podział województwa. 27 sierpnia ubiegłego roku, stanowisko w tej sprawie przyjęła także Rada Powiatu Otwockiego, która zdecydowaną większością głosów opowiedziała się za zachowaniem integralności województwa mazowieckiego. Zostało ono przyjęte mimo oporu radnych klubu PiS z przewodniczącym Rady na czele. Podobne, negatywne zdanie na temat podziału województwa ma również Rada Gminy Wiązowna oraz Rada Gminy Celestynów.
Andrzej Idziak
Foto: www.pixabay.com
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie