
W złodziejskim fachu kasiarze, to była prawdziwa przedwojenna elita. Owiani mgiełką tajemnicy, bohaterowie ulicznych ballad. Romantyczni przedstawiciele ówczesnego półświatka, ludzie o wyczynach których jeszcze długo po wojnie krążyły legendy. A wśród nich ten najsłynniejszy: Stanisław Antoni Cichocki, zwany „Szpicbródką”. Dżentelmen-włamywacz, który przez jakiś czas swojego życia mieszkał w willi w Świdrze.
Swój pseudonim zawdzięczał starannie wypielęgnowanej blond bródce. Był mężczyzną z natury eleganckim, pełnym osobistego uroku i towarzyskiej ogłady. Co ciekawe, oprócz wrodzonego sprytu i wyobraźni, posiadał wszechstronne wykształcenie i władał kilkoma językami obcymi. Aleksander Wat, pisarz i poeta pochodzenia żydowskiego, .który na początku lat 30.ubiegłego stulecia jakiś czas spędził w celi z tym słynnym przestępcą, tak wspomina jego postać: - Raz tylko byłem na spacerze ze Szpicbródką Cichowskim. „Król włamywaczy polskich”, piękny mężczyzna lat koło czterdziestu, mówił ślicznie po francusku, pięknie po włosku i chyba bardzo dobrze po angielsku, o manierach arystokraty, o głosie miłym, wyjątkowo bogatym w timbre, o bardzo subtelnym sposobie opowiadania. Był po jakimś bardzo wielki wpadunku, miał być rabunek na wielką skalę, wynajęli olbrzymie apartamenty w sąsiednim domu i zrobili przekop. Król włamywaczy polskich, a zatem i europejskich, bo polscy włamywacze byli uważani w tym czasie za najlepszych w Europie. Potem, gdy wyszedłem z widzenia i spotkałem jakiegoś znajomego MSZ-towca powiedziałem mu: „Wie pan, że powinniście jednak wysłać go na jakąś dobrą placówkę, dobrego ambasadora wam mogę polecić, człowiek o absolutnie nieskazitelnych manierach, bardzo inteligentny, niezwykle ujmujący, „Szpicbródka”.
Swoją przestępczą karierę Cichocki rozpoczął jeszcze w carskiej Rosji, był bowiem wychowankiem tzw. odesskiej szkoły kasiarzy. W pierwszym napadzie na jeden z berlińskich banków, o którym szeroko rozpisywały się gazety w całej Europie, wziął udział mając zaledwie 17 lat. Aresztowany w Petersburgu za próbę okradzenia Banku Azjatyckiego w Rostowie, aby uniknąć zesłania na Syberię, zdecydował się na współpracę z policją. Nie był to honor dla kasiarza, ale włamania na zlecenie w poszukiwaniu dokumentów ukrytych w kasach, na których zależało policji, skutecznie chroniły go przed poważniejszymi konsekwencjami. W 1920 roku Cichocki przybył do Polski, a już rok później był sądzony za planowany napad na kasę Banku Przemysłowców w Warszawie. Wkrótce potem, na jakiś czas, porzucił aktywne życie włamywacza i skupił się na doradzaniu i konsultacjach technicznych innym kolegom po fachu. Prowadził przy tym bogate życie towarzyskie, udzielając się w warszawskich środowiskach artystycznych, kabaretowych i teatralnych. Nic dziwnego, nie należał przecież do ludzi biednych, można nawet powiedzieć, że był majętny. Kupił w stolicy kamienicę, bar przy Marszałkowskiej i razem z niejakim Stępniem - kabaret o wymownej nazwie „Czarny kot”. Ta ostatnia inwestycja była jednak dość marna i w żadnej mierze nie mogła równać się z apanażami, jakie przynosiły włamania do banków. Jedyny pożytek z takiego trybu życia to ten, że nie mógł zostać złapany na gorącym uczynku, w związku z czym mógł spokojnie spać w swojej willi w Świdrze. Gdzie się mieściła dokładnie nie wiadomo.
Nie darmo jednak ciągnie wilka do lasu. W drugiej połowie lat 20., Szpicbródka wrócił do swej przestępczej działalności. Podejrzewany był nawet o napad na Bank Dyskontowy w Warszawie w 1926 roku, ale ostatecznie z braku dowodów, uniknął trafienia za kraty. Jak się wkrótce okazało, nie na długo.
W 1927 roku Cichocki napadł na Państwowe Zakłady Graficzne w Warszawie, kopiąc spektakularny, kilkudziesięciometrowy tunel do skarbca. Ujęty na miejscu przestępstwa trafił do więzienia w Białymstoku. Ponieważ jednak organom ścigania nie udało się zebrać przekonywujących dowodów jego winy, a on sam - jak twierdził - znalazł się na miejscu przestępstwa przypadkiem, został zwolniony z aresztu we wrześniu 1929 roku przez sąd apelacyjny na skutek odwołania złożonego przez obrońców. I niemal od razu zaczął przygotowywać kolejny napad na Bank Polski w Częstochowie.
Kiedy w 1930 roku wydawało się, że wszystkie przygotowania są już prawie na ukończeniu, złodziejskiej szajce skończyły się pieniądze. Napadła więc na zakład jubilerski w Warszawie. Pech chciał, że w trakcie prowadzonego w związku z tym śledztwa, u jednego ze wspólników Cichockiego, zupełnie przypadkiem, wykryto plany nowoczesnego bankowego sytemu alarmowego. To ostatecznie pokrzyżowało plany złodziejskiej szajki, a planowany skok na bank został - w ten sposób - udaremniony. Cichocki wraz z kompanami zaś trafił do częstochowskiego aresztu. Pracował tam jako fryzjer. Któregoś dnia, dzięki przekupieniu strażników, ubranemu po cywilnemu Cichockiemu, udało się swobodnie opuścić areszt i „rozpłynąć” w ulicznym tłumie. Jego pobyt na wolności nie potrwał jednak długo. Wkrótce po ucieczce napadł na Spółdzielczy Bank Kredytowy w Pabianicach i w 1932 roku został ponownie aresztowany. W trakcie procesu przyznał się - co prawda - do zamiaru ograbienia banku, ale jednocześnie twierdził, że ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Potwierdzały to też istniejące dowody, które wskazywały na to, że nie brał udziału w napadzie na jubilera. Wymiar sprawiedliwości nie do końca dał jednak wiarę tym wyjaśnieniom i ostatecznie skazał odeskiego kasiarza na sześć lat więzienia. Obciążającymi go okolicznościami okazała się ucieczka z aresztu oraz napad na bank w Pabianicach. Ostatecznie po odwołaniach i kolejnej apelacji, Cichocki wyszedł na wolność w kwietniu 1936 roku. Nie nacieszył się nią jednak długo, bo już rok później po napadzie na Bank Kredytowy w Warszawie w 1937 roku, został ponownie aresztowany i skazany na 4 lata więzienia.
Z więzienia w Sieradzu, gdzie odsiadywał wyrok, wypuszczono go w 1939, gdy wybuchła II wojna światowa. Przedzierając się przez tereny należące do Związku Radzieckiego dotarł do miejsca koncentracji Armii Andersa i wraz z nią przedostał się do Iranu, a następnie Afryki. Z punktu dyslokacji wysłano go na pobyt czasowy do obozu Kaja. I tu ślad po nim zaginął. Jak skończył słynny włamywacz, który przeszedł do historii jako wzorzec dżentelmena, erudyty, eleganta i celebryty brylującego na przedwojennych salonach, nie wiemy. Czas zatarł pamięć o nim i jego wyczynach. No może nie do końca… W 1978 roku na kanwie biografii Stanisława Cichockiego vel „Szpicbródki”, powstał musical „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” z Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej, a niektóre motywy z jego życia zostały wykorzystano w filmie „Vabank” w 1981 roku.
Opr. Andrzej Idziak
Foto: Zdjęcie z kolekcji Jacka Dehnela www.awers-rewers.pl
Bibliografia / źródła:
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Cichocki
https://histmag.org/Pierwszy-wsrod-kasiarzy-Stanislaw-Cichocki-Szpicbrodka-10582
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie