Otwocki Blues Bazar w strugach deszczu

Otwocki Festiwal Blues Bazar już za nami. W tym roku, z powodu kapryśnej aury, koncerty odbywały się w strugach deszczu, co zupełnie nie przeszkadzało zarówno wykonawcom grającym na scenie, jak również licznie zgromadzonym fanom. Był klimat, mnóstwo pozytywnych wibracji i energetyczny blues z górnej półki.  

Tegoroczny festiwal jest już dziewiątą edycją tej popularnej imprezy, tradycyjnie firmowanej przez Otwockie Towarzystwo Bluesa i Ballady i organizowanej - od kilku lat - wspólnie z Miejskim Ośrodkiem Kultury, Turystyki i Sportu. W ubiegłym roku, otwocki festiwal znalazł się na ósmym miejscu listy najlepszych wydarzeń bluesowych w kraju. A to spore osiągnięcie, świadczące o tym, że - z roku na rok - jest o nim coraz bardziej głośno i że  wciąż cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem miłośników tego charyzmatycznego gatunku.

Blues w Polsce ma sporo zwolenników i jak żaden inny nurt muzyczny stawia na uniwersalizm. Być może właśnie dlatego, z tak dużą siłą przyciąga zarówno starsze, jak i młodsze pokolenia. Podczas otwockiego koncertu dało się to zauważyć bardzo wyraźnie. Polskie kapele bluesowe doskonale czują jego klimat, z powodzeniem koncertując nie tylko na rodzimych, ale i zagranicznych scenach muzycznych. Doskonałym tego przykładem jest grupa Boogie Boys, która po godz. 17.00 otworzyła koncert finałowy na miejskim targowisku. Formację tworzy polski kwartet grający utwory w stylu boogie woogie, z lekką domieszką czarnego bluesa. W Otwocku grupa wystąpiła w poszerzonym, pięcioosobowym składzie, z gitarzystą roku 2021 wg. plebiscytu kwartalnika „Twój Blues” - Piotrem Bienkiewiczem i trzeba przyznać, że zaprezentowała się rewelacyjnie! Boogie, rock and roll oraz blues w ich wykonaniu okazał się prawdziwą muzyczną ucztą w mega dynamicznym i wirtuozerskim wydaniu. Do tego naładowaną pozytywną energią i okraszoną humorem, połączonym z żywiołowością. Kto nie miał przyjemności zobaczyć tego występu, niech żałuje.

O 18.30 zaprezentowała się francuska wokalistka Jessie Lee wraz z zespołem The Alchemists. Ten nowoczesny kwintet bluesrockowy przedstawił różnorodny repertuar, poczynając od bluesa, po rock, soul i pop. Mnie najbardziej podobał się w klimatach blues-rockowych, z którymi trzeba przyznać, Jessie Lee radzi sobie, z podziwu godną doskonałością. Jest bezbłędna w tym co robi, autentyczna i pełna pasji. Muzyka  zespołu The Alchemists zaskakuje nowoczesną i oryginalnością. Fajnie było posłuchać czegoś nowego i tak ożywczego.

Kolejnym ciekawym wykonawcą, którego wraz z zespołem zobaczyliśmy drugiego dnia festiwalu był Holender Leif de Leeuw. Młody utalentowany gitarzysta, tworzy - wraz z zespołem - ciekawie zdefiniowaną i rozpoznawalną muzykę, w której wyczuwa się wpływy bluesa, rocka, funk, soulu i symfonicznego rocka.

Zwieńczeniem niedzielnego koncertu był występ mieszkającego w Los Angeles Artura Menezesa, wschodzącej gwiazdy bluesa z Ameryki Łacińskiej. Wykonawca dał się poznać jako prawdziwy wulkan młodości i żywiołowy gitarzysta, grający ciekawą muzykę, w której przenikają się różne style: psychodeliczny rock, funkie oraz brazylijskie rytmy „baião”. Jest bez wątpienia dużej klasy wirtuozem, który z gitarą bluesową potrafi zrobić naprawdę wiele. Widać, że techniki gry uczył się od najlepszych. Arturowi Menezesowi towarzyszyła na scenie znakomita basistka Poliana Magalhães oraz Samuel Rafałowicz grający na instrumentach perkusyjnych.

Jeden z najlepiej znanych przedstawicieli klasycznego bluesa - John Lee Hooker, powiedział kiedyś, że „blues ma w sobie więcej uczucia niż jakikolwiek inny gatunek muzyki. Kiedy śpiewam bluesa, czuję go głęboko w sobie i wiem, że mocno sięgam do serc słuchaczy” i coś jest na rzeczy, bo żaden inny gatunek muzyczny nie może sobie pozwolić na tak różnorodną mieszankę stylów i form, co w połączeniu z nieskrępowaną wolnością wypowiedzi potrafi wywołać niesamowitą dawkę energii, W tym też pewnie tkwi tajemnica i magia bluesa, o czym podczas tegorocznego festiwalu Blues Bazar mieliśmy okazję się przekonać.

Andrzej Idziak