Reklama

Pożar w Muzeum Ziemi Otwockiej - kto ponosi odpowiedzialność?

18/03/2020 14:03

W nocy z 17 na 18 lutego br. w Muzeum Ziemi Otwockiej przy ul. Narutowicza 2 w Otwocku wybuchł pożar. Zniszczeniu uległy pomieszczenia piwniczne oraz znajdujący się w nich sprzęt. Kto poniesie odpowiedzialność za straty wycenione na ok. 80 tysięcy złotych? Sygnały ostrzegawcze, że może dojść do pożaru pojawiały się już wcześniej…

Konsekwencją pożaru jest zakaz użytkowania budynku muzeum wydany przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. A co za tym idzie decyzja nakazująca dyrekcji Miejskiego Ośrodka Kultury, Turystyki i Sportu - jako organowi nadzorującemu funkcjonowanie placówki - wykonanie doraźnych zabezpieczeń w celu usunięcia zagrożenia bezpieczeństwa ludzi i mienia. O rychłym otwarciu muzeum w tej sytuacji raczej trudno marzyć, budynek bowiem jest w tak opłakanym stanie technicznym, że wymaga nie tyle doraźnych działań, co raczej kapitalnego remontu. Wydana w 1997 roku przez nadzór budowlany opinia już 23 lata temu wskazywała jednoznacznie, że kompleksowy remont placówki jest niezbędny. Pozostająca w fatalnej kondycji instalacja elektryczna dawnej „Bermanówki” od dawna groziła przepięciem lub zwarciem. O tym, w jakim stanie były inne elementy wyposażenia budynku, a szczególnie okna i drzwi, nie warto już nawet wspominać…

Z potrzeby modernizacji budynku zdawały sobie sprawę poprzednie władze miasta, które w marcu 2018 roku pozyskały na ten cel środki unijne. Kwota blisko 8 mln dofinansowania ma posłużyć na przeprowadzenie termomodernizacji 16 otwockich obiektów użyteczności publicznej, w tym m.in. Muzeum Ziemi Otwockiej. Prace obejmą w szczególności: częściową wymianę stolarki drzwiowej i okiennej, instalację nowoczesnego systemu CO oraz… modernizację oświetlenia. Projekt, na realizację którego umowę podpisał ówczesny wiceprezydent Otwocka - Piotr Stefański, miał zostać sfinalizowany do końca października 2020 r. Póki co jednak czeka w… kolejce na realizację.

Praca w stanie zagrożenia

Z tego, że istnieje realne zagrożenie pożarem zdawali sobie również sprawę pracujący w muzeum Piotr Medyński i Robert Wroński zatrudnieni przez Małgorzatę Kupiszewską jeszcze w ubiegłym roku w ramach nowego naboru kadr, jaki dyrektor MOKTiS-u przeprowadziła po objęciu swojego stanowiska. Kiedy więc na początku stycznia br. w skrzynce antyprzepięciowej zabezpieczającej urządzenia elektroniczne w biurze włączył się alarm, nie doszło do poważnych uszkodzeń sprzętu, bo Piotr Medyński na czas zdążył wyciągnąć wtyczki z gniazdek, W innych pomieszczeniach budynku, niestety nie było już tak dobrze, w wyniku awarii sieci zaciemniona została niemal połowa sal muzealnych. Przestała działać również terma elektryczna, więc o kubku ciepłej herbaty można było tylko pomarzyć. O zaistniałym zdarzeniu została poinformowana dyrektor Małgorzata Kupiszewska.

Jeszcze tego samego dnia, Robert Wroński, pracownik techniczny muzeum, stwierdził przy pomocy miernika, że z instalacją elektryczną w muzeum dzieje się coś niedobrego. Prąd był nawet tam, gdzie nie powinien, a pod napięciem znalazły się również… kaloryfery! Sytuacja była poważna. Rewelacje przekazane przez Roberta Wrońskiego dyrektor MOKTiS-u nie zrobiły na niej wrażenia. Dyrektor Kupiszewska nie widziała konieczności natychmiastowej interwencji elektryków, mimo że od początku stycznia nie było oświetlenia w dwóch salach ekspozycyjnych, a nieliczni odwiedzający muzeum, musieli oglądać eksponaty przy pomocy… latarek w telefonie.

Kiedy więc po raz kolejny kierownictwo MOKTiS-u nie zareagowało na ostrzeżenia telefoniczne, pracownicy muzeum zaczęli wysyłać alarmistyczne sms-y i e-maile.  Ostatni z nich  Piotr Medyński wysłał 7 lutego br. Czytamy w nim: „Szanowne Panie, dziś o 7:55 nie było prądu, a więc oświetlenia m.in. w biurze i w przylegającym doń korytarzu. Nauczony doświadczeniem, sprawdziłem stan bezpieczników. Dwa wybite wcisnąłem i światło jest, ale to niczego nie naprawia. KOLEJNY RAZ, PROSZĘ O JAK NAJSZYBSZĄ REAKCJĘ.”

Reakcji ze strony dyrekcji MOKTiS-u jednak nie było, a Piotr Medyński był zbywany i ignorowany nawet wtedy, gdy chciał pomóc w znalezieniu fachowców, którzy podjęliby się naprawy instalacji. I cóż z tego, że przekazał kontakt do Bogdana T. z firmy „Elmeryt”, emerytowanego kierownika rejonu energetycznego Otwock, skoro zarówno dyrektor Małgorzata Kupiszewska, jak i pełniąca obowiązki kierownika muzeum - Ewa Kołtun, nie potrafiły na tyle skutecznie wziąć sprawy w swoje ręce by poradzić sobie z tą kryzysową sytuacją. Antidotum na problemy z wadliwą instalacją miała być za to… zwykła pokojowa lampa, którą nie wiadomo po co, pani kierownik postawiła na parterze budynku, w sali bez prądu.

Widząc bezskuteczność apeli swojego kolegi o naprawę instalacji, które ten kierował do dyrekcji MOKTiS-u, Robert Wroński powiadomił o sytuacji w muzeum odpowiedzialnego za kulturę wiceprezydenta Otwocka Pawła Walo, który 11 lutego br., przyjechał na inspekcję. Obejrzał, jak wygląda sieć elektryczna, wysłuchał, co mają do powiedzenia w tej sprawie pracownicy i… nie wiadomo co zrobił z tą wiedzą, bo do 14 lutego br. żaden elektryk się w placówce nie pojawił.

Zdeterminowani i - co tu ukrywać - mocno zaniepokojeni rozwojem zdarzeń Piotr Medyński i Robert Wroński 14 lutego br. wręcz wymusili spotkanie z władzami miasta. Wziął w nim udział prezydent Jarosław Margielski, przewodnicząca rady Monika Kwiek oraz sekretarz Paweł Bartoszewski. Obaj panowie zwrócili uwagę, nie tylko na ignorowanie przez Małgorzatę Kupiszewską i Ewę Kołtun przekazywanych informacji o stanie sieci elektrycznej w muzeum, ale wysunęli pod adresem dyrekcji MOKTiS-u szereg innych zarzutów, które wzbudziły niemałą konsternację osób biorących udział w spotkaniu. Kilka dni później w Muzeum Ziemi Otwockiej wybuchł pożar.

Propozycja nie do odrzucenia

- „Z inicjatywą podjęcia pracy w muzeum - opowiada Piotr Medyński - pierwsza wyszła dyrektor MOKTiS Małgorzata Kupiszewska, która telefonicznie zaproponowała mi etat historyka w Muzeum Ziemi Otwockiej. Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się długo nad  jej propozycją. Małgosi, z którą znamy się od 1982 roku, powiedziałem wprost, że nie tylko chcę, ale…marzę o tej pracy. W listopadzie ubiegłego roku, kiedy otrzymałem tę ofertę, bynajmniej nie byłem bezrobotny. Co więcej - przyjęcie pracy w Muzeum Ziemi Otwockiej było równoznaczne z przeprowadzeniem w moim życiu małej rewolucji, musiałem m.in. zamknąć rodzinną działalność gospodarczą.” (…)  

Marzenia i rzeczywistość jednak nie zawsze idą w parze. Praca, o której marzył Piotr Medyński i dla której zdecydował się podjąć ważne życiowe decyzje, okazała się daleka od jego oczekiwań. Rozczarowanie przyszło już w trakcie podpisywania umowy, kiedy okazało się, że opiewa ona nie na czas nieokreślony, ale na 3-miesięczny okres próbny. Jakby tego było mało, nie zaproponowano mu całego, ale pół etatu i - co gorsza - nie na stanowisku historyka, lecz… instruktora

- Powiem szczerze… - mówi z oburzeniem Piotr Medyński - nawet nie brałem pod uwagę tego, że mogę zostać tak potraktowany przez koleżankę. Przyjmując ofertę zgodziłem się na pracę historyka a nie… „instruktora, a przecież mam dyplom magistra historii oraz specjalizację archiwisty i muzealnika. Skoro jednak miałem być „instruktorem”, to moje dyplomy w MOKTiS-ie nikogo już nie interesowały. Kiedy podsunięto mi do podpisu umowę o pracę, nie miałem już działalności gospodarczej i właściwie znajdując się w sytuacji bez wyjścia, musiałem przyjąć warunki, które mi zaproponowano.

W czasie pamiętnego sporu w teatrze w ubiegłym roku, kiedy na Małgorzatę Kupiszewską wylał się w Internecie kubeł pomyj, byłem bodaj jedyną osobą na Facebooku, która brała ją w obronę, łagodziła spór... Żeby była jasność, nie oczekiwałem „zapłaty" za swoją pomoc, dlatego, na początku grudnia, kiedy spotkałem się z nią w cztery oczy, zapytałem wprost: Małgosiu, co ja mam tam robić, czego Ty ode mnie oczekujesz?. W odpowiedzi usłyszałem: Możesz nic nie robić, wystarczy, żebyś był w muzeum. Wyszło więc na to, że ja i mój współpracownik mieliśmy pełnić rolę dozorców, a jednym z ważniejszych zadań, które mieliśmy do wykonania, było codzienne otwieranie bramy wjazdowej do placówki zabezpieczonej solidnym łańcuchem z kłódką z kutej stali.

Na punkcie punktualnego otwierania tej bramy - jak twierdzi Piotr Medyński -  dyrektorka MOKTiS-u miała prawdziwą… „obsesję” Nieustannie obawiała się, że jakaś osoba („nasłana” przez urząd miasta - przyp. red.) zobaczy i doniesie, że brama jest zamknięta w godzinach pracy. Ci, którzy odwiedzali muzeum, wiedzą, że wspomniana brama nie chroni dostępu właściwie do… niczego, bowiem cały teren wokół muzeum jest nieogrodzony, a więc każda osoba może bez żadnych przeszkód dostać się na dziedziniec muzeum. Jeżeli chodzi o dostępność placówki, to - spójrzmy prawdzie w oczy - tłumów stojących w kolejce do zwiedzania muzeum od ósmej rano nie było.

Kowal zawinił, cygana powiesili

W połowie lutego br. Piotr Medyński i Robert Wroński dowiedzieli się, że od 1 marca, nie zostanie z nimi przedłużona umowa o pracę. Z 17 na 18 lutego zaś doszło do pożaru, na skutek którego został uszkodzony budynek, a najbardziej poszkodowany - zespól Oranżada, który wynajmował muzealne pomieszczenia piwniczne, przechowując tam swój sprzęt muzyczny, doznał materialnego uszczerbku na kwotę nie mniejszą niż 80 tysięcy złotych.

- Kiedy dowiedziałem się, że MOKTiS nie przedłuży ze mną umowy, poprosiłem po starej znajomości Małgosię, żeby wyjaśniła mi dlaczego - kontynuuje Piotr Medyński - W odpowiedzi usłyszałem, że wykazałem się nielojalnością wobec niej i niepotrzebnie zadzwoniłem do wiceprezydenta Pawła Walo. Pomijając fakt, że to nieprawda, bo do wiceprezydenta, dzwonił Robert Wroński, to ze słów Małgorzaty Kupiszewskiej jednoznacznie wynikało, że rzeczywistym powodem nieprzedłużenia ze mną umowy wcale nie był interes muzeum.

 Co dalej z kierownictwem MOKTiS-u?

O swojej byłej szefowej Piotr Medyński nie ma dzisiaj dobrego zdania. Twierdzi, że nie ma ani doświadczenia menedżerskiego, ani odpowiednich kwalifikacji i kompetencji do zarządzania taką instytucją jak MOKTiS. Jeszcze gorzej wypowiada się na temat jej współpracownicy, czyli Ewy Kołtun, formalnie pełniącej obowiązki kierownika Muzeum Ziemi Otwockiej.

- Patrząc z perspektywy czasu uważam - podsumowuje Piotr Medyński - że władze Otwocka popełniły grzech zaniechania. Już w październiku ubiegłego roku powinno być jasne dla prezydenta i jego otoczenia, że Małgorzata Kupiszewska nie nadaje się na stanowisko dyrektora MOKTiS-u, sama dostarczyła na to dowodów! Od tamtego czasu, problem narasta. Pytam się więc, na co jeszcze czekają prezydent i rada miasta? Czy na to, żeby Małgorzata Kupiszewska, do końca zniszczyła otwocką kulturę i sport?!

Dochodzenie w sprawie pożaru w Muzeum Ziemi Otwockiej, które ma wyjaśnić okoliczności i przyczyny tego zdarzenia prowadzi KPP w Otwocku, a w sprawie zgłoszonych przez Piotra Medyńskiego i Roberta Wrońskiego nieprawidłowości w pracy MOKTiS-u został zlecony przez prezydenta miasta audyt, o którego wynikach ma zostać powiadomiona rada miasta. Jeśli więc dowiemy się czegoś nowego,  będziemy o tym Państwa informować.

Andrzej Idziak

 

 

 

 

 

 

 

 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Sully 2020-03-18 22:06:22

    Nic nowego, znajomości. Przesiedzi kilka lat, a później wyjebka na wszystko i wszystkich. Aby hajs się zgadzał. A ludzi zawsze traktują jak smieci

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do