Reklama

Magia wróżb, czyli dlaczego kochamy „Andrzejki”

28/11/2025 11:10

Są w kalendarzu takie daty, które wymykają się wszelkiej logice. Jedną z nich są „Andrzejki”, staropolskie święto obchodzone w nocy z 29 na 30 listopada, w wigilię dnia św. Andrzeja - patrona miłości i małżeństwa. Święto, które przez jednych traktowane jest jak ostatnia chwila beztroski przed adwentową powagą, przez drugich zaś - jak dobra okazja do spotkań, zabawy i wróżb z przymrużeniem oka.

Andrzejki mają w sobie coś z paradoksu. No bo przecież jako współczesne społeczeństwo lubimy być racjonalni i pragmatyczni. Kupujemy książki o minimalizmie, oglądamy filmy popularnonaukowe i dyskutujemy o tym, czy sztuczna inteligencja zastąpi ludzi w pracy. Z drugiej strony zaś - przelewamy wosk przez dziurkę od klucza i z zapałem próbujemy zinterpretować, co z tego wyszło. Trudno o większą rozbieżność między deklaracjami a praktyką. Ale może w tradycji właśnie o to chodzi? Przecież w świecie, w którym wszystko mierzy się wykresami, analizami i raportami, potrzebujemy chwili, która pozwoli nam zatrzymać się nad czymś zupełnie nielogicznym i w tej nielogiczności znaleźć odrobinę przyjemności.

Można powiedzieć, że „Andrzejki” to taki nasz narodowy test kreatywności. W plamie wosku jesteśmy w stanie dostrzec kształty, których nie dopatrzyłby się nawet najśmielszy impresjonista. Nagle okazuje się, że woskowa poczwarka zwiastuje awans zawodowy, a garbata kropka - egzotyczną podróż albo miłość życia. Andrzejkowa wyobraźnia jest bezlitosna: kiedy interpretujemy kształty, zawsze wybieramy najbardziej spektakularne wizje, jakby banalna codzienność miała do nas tego wieczoru całkowity zakaz wstępu. I to jest piękne, bo ostatecznie właśnie od wielkich marzeń zaczynają się zwykłe zmiany.

Nie można jednak udawać, że „Andrzejki” to wyłącznie poezja rytuałów. To także fenomen społeczny. O ile kiedyś wróżyły sobie głównie panny na wydaniu, o tyle dzisiaj wróżbami zajmują się wszyscy: nastolatki, studenci, ba… nawet pracownicy korporacji. „Andrzejki” stały się demokratyczne i dostępne dla każdego, niezależnie od stanu cywilnego, poziomu sceptycyzmu, a nawet humoru danego dnia. Można wróżyć sobie w domu, w szkole, w biurze, na parapetówce i na wieczorze kawalerskim. Nie ma ograniczeń, bo współczesne „Andrzejki” to już bardziej rytuał wspólnotowy niż romantyczna ceremonia poszukiwania „tego jedynego”.

A jednak gdzieś pod tą - bądź co bądź - formą zabawy kryje się nutka tęsknoty. Może nie za konkretną osobą, ale za myślą, że chcielibyśmy dowiedzieć się co nas czeka. W świecie, który zaskakuje nas co trzy dni, „Andrzejki” oferują nam formę iluzji. Symboliczny klucz, miska z wodą i świece stają się narzędziami do oswajania rzeczywistości. Tak jak dzieci lubią wierzyć w baśnie, tak dorośli - z zaskakującą łatwością - pozwalają sobie przez chwilę wierzyć, że ich los zapisany jest w cieniu rzucanym przez woskową bryłkę. Niby zabawa, ale każdy z nas w skrytości ducha przez sekundę zastanawia się: „A może jednak coś w tym jest?”.

Z drugiej strony „Andrzejki” to także rytuał przejścia: symboliczny koniec jesieni i zapowiedź nadchodzącego czasu refleksji, porządków i zwolnienia tempa. Może dlatego wciąż istnieje w nas potrzeba, by tego wieczoru podkręcić atmosferę, zapalić więcej świec niż potrzeba, puścić muzykę o ton bardziej nostalgiczną i spojrzeć na świat z odrobiną melancholii. Nie chodzi przecież o precyzyjną przepowiednię, a raczej o to, żeby poczuć, że nasze życie ma jakiś nurt sprawczy.

Warto też zauważyć, że współczesne „Andrzejki” wracają do łask w nowych formach. Wirtualne wróżby, aplikacje losujące „twoją andrzejkową przepowiednię”, generatory memów - wszystko to pokazuje, że tradycja potrafi zaskakująco dobrze adaptować się do cyfrowego świata. I może właśnie dlatego nie przemija. Jest elastyczna, nie zamyka się w szklanej gablocie muzealnej, tylko przebiera się w nowoczesne kostiumy i żyje dalej. To piękny przykład tego, że nawet najstarsze zwyczaje nie muszą być skamielinami kultury.

A kiedy już skończy się ten magiczny wieczór, każdy z nas powróci do swojego życia: pracy, obowiązków, planów i nieplanowanych niespodzianek. Ale gdzieś w pamięci pozostanie mu obraz woskowej figurki, która miała znaczyć coś ważnego. I choć rano większość z nas wzruszy ramionami, mówiąc: „To tylko zabawa”, to jednak jakaś mała cząstka nas wciąż będzie wierzyć, że może w tym roku faktycznie wydarzy się coś niezwykłego.

Może więc wcale podczas andrzejkowego wieczoru nie chodzi o przepowiednie, lecz o pozwolenie sobie na odrobinę nadziei? O zgodę na to, że „magia” nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, tylko bywa mu czasem potrzebna. Bo w świecie przewidywalnym bywa nudno, a w świecie nieprzewidywalnym - ciekawie i pociągająco.

I może właśnie dlatego andrzejkowa tradycja będzie trwać… Bo choć zmieniają się technologie, pokolenia i obyczaje, to w każdym z nas wciąż żyje potrzeba, by choć raz w roku zajrzeć w przyszłość przez dziurkę od klucza.

Andrzej Idziak

Foto: zdjęcie poglądowe

 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 28/11/2025 14:30
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do