Reklama

Felieton prezydencki, czyli jak głosować, żeby nie mieć wyrzutów sumienia…

02/05/2025 15:51

Wybory prezydenckie zbliżają się jak… poniedziałek po długim weekendzie. Nie da się ich uniknąć, choć nie każdy czeka na nie z radością. Kandydaci ruszyli w trasy, rozdają uśmiechy, głoszą hasła i obietnice. Problem w tym, że każdy z nich gra jakąś rolę i to niekoniecznie w sztuce, na którą kupiliśmy bilety.

18 maja znów będziemy decydować, kto przez kolejne pięć lat będzie składał wieńce, wygłaszał orędzia i podpisywał to, co z Sejmu trafi na jego biurko. Kandydatów, którzy mają szansę na wygraną, mamy co najmniej kilku i mimo że każdy obiecuje coś nowego, to wszyscy grają w tę samą, starą grę.  

Czołówkę peletonu otwiera prezydent stolicy. Elegancki, elokwentny, zawsze gotowy na dialog, nawet w kilku językach i na selfie z przypadkowym przechodniem. Przekonuje, że Polska potrzebuje nowoczesności, tolerancji i… ścieżek rowerowych. Gdziekolwiek się pojawi, słychać słowa: Europa, progres, tolerancja. Warszawa pod jego rządami nie zmieniła się być może w drugą Kopenhagę, ale przeszła zauważalną transformację. To pokazuje, że rozumie, że czyste powietrze, sprawna komunikacja i codzienny komfort życia, czasem znaczą więcej niż narodowy patos i potrząsanie szabelką. Jest alternatywą, dla tych, którzy wolą proeuropejską wizję rozwoju, od konserwatywnego patriotyzmu i gospodarczego radykalizmu.

Po drugiej stronie barykady - człowiek o dwóch twarzach, który bardziej niż z przyszłością, kojarzony się z… opowieściami o żołnierzach wyklętych. Przeszłość to jego hobby, a Instytut Pamięci Narodowej - ulubione miejsce pracy. Chce chronić tradycję, wartości i pomniki. Wierzy, że historia nauczy nas jak rządzić. Aż szkoda, że ona sama nie może na niego zagłosować. Dobry kandydat na trudne czasy? Raczej gorsza wersja aktualnego lokatora pałacu. Jedna z partii promuje go jako „kandydata obywatelskiego”. Problem w tym, że w jego przypadku, to określenie - to raczej… oksymoron.

Na trzecim miejscu na podium - aspirant, który z TikToka zrobił swój własny, kampanijny sztab. Uśmiechnięty, pewny siebie, zna odpowiedź na wszystko. Niezależnie od pytania, jego zdaniem, zawsze winny jest… ZUS i podatek dochodowy. Dla niego państwo to głównie przeszkoda, a wolność to hasło, którym można zastąpić nawet najgorszy pomysł. Chciałby, żeby Polska była „firmą”. Zastanawia mnie tylko, kto byłby w niej księgowym, a kto sprzątaczką? 

Tuż za nim - polityk, który zachowuje się jakby wciąż czekał, aż ktoś zapowie go w „Mam Talent”. Chce być nowym głosem rozsądku, budować mosty, scalać i jednoczyć. Tyle tylko, że jego polityczne zaplecze bardziej przypomina grupę losowo wybranych pasażerów autobusu, niż zgraną drużynę. Raz jedzie w lewo, raz w prawo, czasem w bok. Wszystko zależy od tego, kto akurat siedzi obok. Chce naprawiać politykę uśmiechem. Czyżby nie wiedział, że plastrem z emotikonką wszystkiego skleić się nie da?

Lewicę reprezentuje kandydatka, która przypomina, że prawa kobiet to nie fanaberia, a mniejszości nie są zagrożeniem dla rozwoju naszego kraju. Walczy o sprawiedliwość społeczną i równość, choć jej przekaz trafia głównie do tych już przekonanych. Chciałaby Polski, w której państwo nie tylko nie przeszkadza, ale realnie pomaga. Super! Tylko, czy to jest w ogóle możliwe... Lewicowy głos w tej grze ma uśmiech, pewność siebie i listę postulatów dłuższą niż kolejka do psychiatry. Walczy o prawa, równość, klimat i godność. Szkoda, tylko że, wciąż mówi do tych samych ludzi. Reszta nawet nie słucha, bo albo nie rozumie, albo nie chce rozumieć. 

Patrząc na cały ten polityczny bukiet, trudno nie odnieść wrażenia, że wybór sprowadza się do głosowania na kandydata, którego najmniej się nie lubi. Każdy z nich ma swój styl, od akademickiego, przez uliczny luz, aż po historyczną zadumę. Każdy wie, co powinien zrobić prezydent, ale nikt nie wspomina, że jego władza kończy się tam, gdzie zaczyna się Sejm. Kandydaci obiecują zmiany, których nie mogą przeprowadzić i reformy, których nie mają prawa wdrażać. 

W kolejce do prezydenckiego fotela mamy więc - z jednej strony - ludzi, którzy są w polityce od lat, ale jakoś nic z tego nie wynika. Z drugiej zaś - debiutantów, którzy wiedzą, jak działa YouTube, ale już niekoniecznie jak działa państwo. Czy ktoś z nich naprawdę wierzy, że zmieni Polskę? Może i tak... Ale czy my w to wierzymy, to już zupełnie inna sprawa. 

Możemy śmiać się z tej całej politycznej parady, kręcić głową nad obietnicami bez pokrycia i wzdychać na widok zachowań kandydatów podczas wieców oraz debat publicznych, ale nie zmienia to faktu, że wybory to jedno z nielicznych narzędzi, które naprawdę mamy w rękach. Dlatego, że nasz głos to nie tylko krzyżyk na kartce. To głos w dyskusji o tym, jaka ma być Polska - dziś i jutro. Nie musimy wierzyć we wszystkie hasła, ale warto wierzyć w sens wyboru. Nie głosujemy tylko na ludzi, ale na wartości, kierunki i priorytety. Nawet jeśli prezydent nie rządzi - to może nadawać ton. Może wspierać albo wetować, milczeć albo mówić głośno. I warto wybrać, kto ma mówić tym głosem w naszym imieniu. Bo jeśli my nie zdecydujemy, to zrobi to ktoś za nas. A przecież lepiej narzekać po głosowaniu - niż nie głosować i mieć wyrzuty sumienia. Idźmy więc na wybory. Bo to nasz kraj, nasz głos i nasza odpowiedzialność.

Andrzej Idziak

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 05/05/2025 08:37
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Katarzyna Marcinkiewicz - niezalogowany 2025-05-08 11:14:04

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do