Reklama

Konno do Jerozolimy

Szwed, polskiego pochodzenia, Kristian Berger pielgrzymuje konno do Jerozolimy. Ma do pokonania dziesięć tysięcy kilometrów, co zajmie mu półtora roku. Na popas zatrzymał się w Dąbrówce u gospodarza, miłośnika koni, Wita Laskusa.

- Rok temu zdecydowałem odbyć pielgrzymkę do Jerozolimy, by prywatnie zbliżyć się do Pana Boga. Chcę też w ten sposób podziękować Mu za mojego synka, na którego z żoną długo czekaliśmy – zwierza się Kristian, trzydziestoletni inżynier budownictwa i magister geodezji, władający kilkoma językami. – Wybrałem pielgrzymkę konną, choć na dobrą sprawę nigdy z końmi nie miałem nic do czynienia. Znałem je z filmów i książek. Jednak coś mi kołatało w głowie, może opowieści dziadka o polskich ułanach, o rycerzach spod Grunwaldu, że mam jechać w siodle. Rodzina z Warszawy doradzała, bym udał się na Podlasie i tam szukał koni do mojej wyprawy. Pojechałem do Augustowa, gdzie od rolnika kupiłem wałacha i dwunastoletnią klacz. Długo oswajałem się z końmi a one ze mną. Kiedy po pół roku stwierdziłem, że one nie boją się iść po szosie i nie boją się mijających je z dużą szybkością ciężarówek, klaksonów, podmuchów wiatru, gdy wyjeżdża się na otwartą przestrzeń, załadowałem bagaże na jednego z koni, drugiego dosiadłem i miesiąc temu wyruszyłem. Dziś gości mnie pan Wit w Dąbrówce. Zjadłem dobrą kolację, śniadanie, wykąpałem się a konie dostały siano, owies i nocowały w stajni. Nie zawsze tak dobrze trafiam. Bywa, że śpię na łące albo w lesie a moje konie muszą się zadowolić skromną porcją owsa, który mam w swoich jukach. Chcę jednak podziękować wszystkim tym gospodarzom, którzy mnie chętnie przyjmują na popas. Wystarczy, że zajadę do jakiejś wsi a zaraz są chętni, by mnie przyjąć. Polacy, to bardzo gościnny naród, o czym mnie uświadamiał kiedyś mój dziadek ale będąc chłopcem puszczałem to obok uszu. Teraz sam tego doświadczam.

Do Jerozolimy mam przed sobą dziesięć tysięcy kilometrów. Kiedy tam dojadę nie wiem i nie jest to ważne. Wiem, że musze ominąć Syrię i jechać przez Iran, co trasę znacznie wydłuża. Jednak nie pośpiech jest ważny a cel. Żonę zostawiłem w dobrej kondycji finansowej: jest na urlopie macierzyńskim i ma nasze oszczędności. Mam jednak zamiar podejmować się po drodze jakiś zarobkowych zajęć, by mieć na owies i swoje potrzeby a nadmiar gotówki chcę przesyłać żonie. Aktualnie na moim celowniku jest Częstochowa i właśnie tam spotkam się z żoną i synkiem. Planujemy, że wspólnie odbędziemy tygodniową pielgrzymkę. Może kupię kucyka, by mój synek przyzwyczajał się do siodła? Myślę jednak, że żona nie pozwoli,  by roczny chłopczyk samodzielnie dosiadał konika. Może za rok? – rozmarzył  się pątnik Berger, zakładając ciężkie sakwy na konia. Drugiego dosiadł i odprowadzany przez syna Wita Lsskusa do następnego popasu w Górze Kalwarii, pomachał na pożegnanie.

Cóż, życzyłem mu przyjaznego spotkania z Panem Bogiem a Wit wcześniej nakreślił na jego czole znak krzyża.

AnKa

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2017-12-08 08:18:11

    Ten niesamowity człowiek nazwywa sie Krystian Bergier a nie Berger Powodzenia wariacie!!:)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2017-12-08 08:19:13

    I nie jest Szwedem Polsiego pochodzenia tylko jest Polakiem urodzonym w Szwecji!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do