
Im dłużej żyję na tym świecie, tym coraz bardziej nie rozumiem, o co w nim chodzi! A przecież - co logiczne - powinno być dokładnie na odwrót. Życie już jednak dawno przerosło kabaret i pisze scenariusze, o których nawet Bareja mógłby tylko pomarzyć.
Ot, weźmy chociażby wczorajszą uroczystość - oficjalne otwarcie przekopu Mierzei Wiślanej czyli nowego szlaku wodnego skracającego drogę z Zalewu Wiślanego i portu w Elblągu na Bałtyk. Teoretycznie ciekawy projekt, praktycznie… niepotrzebny i nieopłacalny. Koszt całej inwestycji, który pierwotnie miał się zamknąć w niecałych 900 mln zł, już w 2020 r., według danych Ministerstwa Infrastruktury, pochłonął blisko 2 mld zł!!! A przecież to dopiero pierwszy etap inwestycji… Ile będą kosztować kolejne dwa? Rafał Zahorski, pełnomocnik marszałka województwa zachodniopomorskiego ds. gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, w TOK FM szacował, że wartość całego przedsięwzięcia, łącznie z budową nowego portu w Elblągu, przekroczy sumę 5 mld złotych. To horrendalne koszty, które zdaniem prof. Włodzimierza Rydzkowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, mają szansę zwrócić się dopiero za… 1000 lat!
Co ciekawe, do zakończenia inwestycji, która wczoraj - o paradoksie - została oficjalnie otwarta, droga jeszcze daleka! Głównie dlatego, że nie został pogłębiony tor wodny prowadzący rzeką Elbląg do elbląskiego portu, co pozwoliłoby wpływać do niego statkom o zanurzeniu do 4,5 metra. Pytanie, kto miałby to zrobić? Odpowiedzialnością, a co za tym idzie - kosztami, rząd chce obciążyć miasto, to zaś uważa, że skoro to inwestycja państwa, to powinna być sfinansowana z budżetu. Sukces jednak już odtrąbiono, a przekop, który prezydent Andrzej Duda określił podczas uroczystości otwarcia jako: „wielkie zwycięstwo Polski, patriotów, wszystkich tych, którzy rozumieją znaczenie solidarności” pozostaje - póki co, najwyżej… kosztowną atrakcją turystyczną.
W praktyce oznacza to, że kanałem mogą pływać tylko małe jednostki żeglugowe o zanurzeniu do 2 metrów i ładowności ok. 1 tys. ton. Nowe połączenie cieszy więc żeglarzy i turystów, a dalsze losy „sztandarowej inwestycji” partii rządzącej, pozostają mocno niejasne. Oby nie skończyło się tak jak z budową bloku węglowego w Ostrołęce, którą spisano na straty za 1,5 mld zł.
Wymyślanie przez rządzących kolejnych „bizantyjskich projektów”, łącznie z budową CPK, to wyrzucanie kolejnych publicznych pieniędzy w błoto. Powoli staje się to normą i znakiem firmowym obecnej władzy, do czego powinniśmy się już przyzwyczaić. Ale kto bogatemu zabroni? Blisko 133 mln zł, które rząd wydał na organizację „wyborów kopertowych”, to przy trwonionych miliardach, przysłowiowe… drobne. Podobnie zresztą jak skromne 12,5 mln, czy nawet - jak twierdzi NIK - 14 mln zł, wydane na plany budowy promu pasażerskiego, które zapowiadano, w błysku fleszy, stawiając osławioną szczecińską stępkę.
O 1,6 mln zł, które - należący do Skarbu Państwa, Bank Gospodarstwa Krajowego zapłacił za instalacje zwane „patriotycznymi ławeczkami” już nawet nie wspomnę. Jak donoszą media, podobno mają zniknąć z przestrzeni publicznej do końca listopada. Mimo, że koszt jednej z nich to aż (tylko?) 100 tys. zł, nie wytrzymały próby czasu. Okazało się bowiem, że deszcz skutecznie zmywa z nich farbę. Mam na ten temat pewną teorię. Otóż podejrzewam, że dzieje się tak ze… wstydu, że inicjatorzy tej niewątpliwie „szczytnej akcji”, jakże potrzebnej w obecnych czasach, wyrazili „patriotyzm” w barwach… rosyjskiej flagi. A może również dlatego, że patriotyzm nie polega na stawianiu ławek, nawet jeśli określa się je przymiotnikiem „patriotyczne”? I proszę, niech nikt się nie czepia, bo są to ławki społeczne, które zostały postawione za pieniądze podatników! To nasza odpowiedź na kryzys i drożyznę!
A przecież gdyby te 1,6 mln przeznaczyć na przykład na zakup pomp ciepła, to przy średniej cenie zakupu jednego urządzenia w wysokości 20 tys. zł, wystarczyłoby na sfinansowanie 80 sztuk, co pozwoliłoby wyposażyć i obniżyć koszty funkcjonowania w - tych trudnych czasach - prawie wszystkich warsztatów terapii zajęciowej dla osób z niepełnosprawnościami na Mazowszu.
No cóż, jak mawiał Kubuś Puchatek: - „Myślenie nie jest łatwe, ale można sie do niego przyzwyczaić”. Oby jak najszybciej, bo jak tak dalej pójdzie, to wszyscy pójdziemy z torbami. A przecież groźba już padła. - „Opanowaliśmy mechanizm okradania Polski na gigantyczną skalę” - powiedział podczas spotkania z wyborcami w Stalowej Woli najważniejszy prezes w państwie. I nawet jeśli to stwierdzenie było tylko kwestią przejęzyczenia, to warto się nad tymi słowami zastanowić. Jedno jest pewne! To, że nami rządzi PiS to bardzo dobra wiadomość. Gorzej już nie będzie!
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie