Reklama

Przesłanie ze sceny (sprawozdanie ze spektaklu „Listy do Agnieszki”)

10/07/2021 14:25
09

Otwock godz: 20:15

Był to ponury, deszczowy wieczór… W starym teatrze w prowincjonalnym miasteczku zebrała się grupa ludzi… Na scenę weszło dwóch mężczyzn… Czy to wstęp do filmu Sidneya Lumeta? Nie, tak po prostu wyglądała premiera spektaklu „Listy do Agnieszki”, która odbyła się 9 lipca b.r. o 20:15.

 

Warunki pogodowe są jednym z najważniejszych czynników, który kieruje losami ludzkości. Możemy jedynie przypuszczać, w jakim stopniu Jagiełło zawdzięczał zwycięstwo pod Grunwaldem upalnej pogodzie. Możemy przypuszczać, jak wyglądałaby Finlandia, gdyby nie katastrofalna zima ‘39/’40, która zatrzymała pochód wojsk radzieckich. Możemy przypuszczać, ale nigdy nie dowiemy się prawdy. Tak samo nigdy się nie dowiemy, jak wyglądałaby premiera, gdyby nie intensywne opady.

Napiszę wprost – przybyło bardzo niewielu ludzi. Co jednak skusiło ich, by – pomimo niesprzyjających warunków – wyjść z domu? Był to tzw. spektakl słowno-muzyczny p.t. „Listy do Agnieszki”, wystawiony w otwockim Teatrze im. St. Jaracza, a oparty na twórczości międzywojennego poety, Jerzego Lieberta. Wystąpiło w nim dwóch artystów – Jarosław Kopaczewski (recytacja, śpiew, gitara klasyczna) i Bartłomiej Krauz (akordeon i fortepian). Napiszę o nich więcej w dalszej części tekstu, tymczasem skupię się na postaci samego Lieberta. Wg nieocenionej Wikipedii – Jerzy Liebert (1904-1931) był poetą epoki międzywojennej, jego wiersze dotykały często tematyki filozoficznej, duchowej czy religijnej. Przyjaźnił się ze Skamandrytami, przede wszystkim z Iwaszkiewiczem, Lechoniem i Słonimskim. Jego wielką miłością była Żydówka - Bronisława Wajngold, która na chrzcie przyjęła imię Agnieszka (i to ona była adresatką tytułowych listów). Liebert udzielał się charytatywnie w ośrodku dla niewidomych w Laskach. Rozwijającą się karierę poety przekreśliła przedwczesna śmierć z powodu gruźlicy. Obecnie jest to postać nieco zapomniana.

Przedstawienie „Listy do Agnieszki” miało dość eksperymentalną formę, nawet nie spektaklu, ale po prostu składanki utworów Lieberta. Część z nich była deklamowana, część po prostu czytana (fragmenty listów Lieberta), a część – śpiewana. Zostały one jednak ułożone w przemyślany sposób pod względem tematyki i chronologii.

Wydaje mi się, że inicjatorem tego przedsięwzięcia był właśnie Kopaczewski, doświadczony aktor (m.in. teatru Ateneum w Warszawie). Jestem pewien, że Kopaczewski kocha Lieberta – jeszcze przed pandemią organizował wieczory poetyckie, na których recytował jego wiersze. Wczorajsze wydarzenie jest zatem logicznym ciągiem dalszym tej pasji. Być może jej powodem są chrześcijańskie tropy w jego twórczości, a być może po prostu jest to piękno tak misternie złożonych wersów – nie mnie osądzać, tym bardziej że na poezji się nie znam.

Na samym entuzjazmie trudno jednak coś zbudować i czasem przyda się pomocna dłoń. W tym wypadku trudno było o lepszego sidekicka niż Bartłomiej Krauz. Ten zdolny muzyk – i stały współpracownik Kabaretu Moralnego Niepokoju – tym razem musiał odnaleźć się w poważniejszym repertuarze, ale z tego wyzwania „wyszedł z tarczą”. Grał bardzo dobrze i wyraźnie „wyczuł konwencję”.

Warstwę tekstową przedstawienia tworzyły prace Lieberta, jego refleksje – poezją i prozą – o pracy, nauce, wakacjach, wierze i uczuciach do Agnieszki. Komentował też wydarzenia w Polsce, n.p. śmierć Żeromskiego czy kuriozalne zarzuty swoich krytyków, jakoby jego twórczość była bluźniercza. Wszystko to było niewątpliwie bardzo interesujące, ale jednocześnie dość… hermetyczne. Liebert jest obecnie postacią niemal nieznaną i być może dobrze byłoby, gdyby pan Kopaczewski wcielił się również w „konferansjera”, który zawiłości jego biografii objaśni i opatrzy kontekstem.

Do warstwy muzycznej z kolei nie mam żadnych zastrzeżeń. Piszę szczerze, że spodobały mi się brzmienia, jakie zaoferował widzom ten duet. Akordeon, fortepian i gitara stworzyły smakowite połączenie, które wzbogacało śpiew Jarosława Kopaczewskiego. Uczciwie przyznaję, że poradził sobie bardzo dobrze, jak na wieloletniego praktyka sceny przystało.

Podsumowując, wczorajszy wieczór będę wspominać raczej nieźle. Nie jako na poły eksperymentalny „spektakl”, ale jako koncert wyrazistej muzyki, towarzyszącej ciekawym, niebanalnym tekstom.

AP

[Na zdjęciach po lewej stronie B. Krauz, po prawej - J. Kopaczewski]

 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do