
Dziki na trawniku pod blokiem, lisy buszujące w śmietnikach, sarny przeskakujące ogrodzenia. Coraz częściej musimy mierzyć się z obecnością dzikich zwierząt, które wchodzą do przestrzeni zarezerwowanej dotąd dla ludzi. Jak reagować? Zwolenników radykalnych rozwiązań, jest co najmniej tylu - co przeciwników stosowania przemocy. Tymczasem rozsądek podpowiada, że zamiast kłótni, należałoby stworzyć katalog humanitarnych rozwiązań, które mogłyby chronić zarówno mieszkańców, jak i przyrodę.
Kiedy las przychodzi pod balkon
„Nieraz widziałam, jak pod moim oknem przechodziło całe stado dzików. To fajny widok, jak się go obserwuje z balkonu. Ale w sytuacji bezpośredniej konfrontacji, a zwłaszcza spotkania lochy z małymi warchlakami, nigdy nie wiadomo czym się ono zakończy. W obliczu zagrożenia, wystraszone i zestresowane zwierzę może porządnie poturbować osobę, która stanie mu na drodze. I nie są to przypadki incydentalne, bo w Internecie - pełno jest opisów takich zdarzeń” - mówi pani Anna, mieszkanka osiedla Stadion w Otwocku.
Jej opowieść nie jest wyjątkiem. W ciągu ostatnich lat liczba spotkań z dzikimi zwierzętami w miastach stale rośnie. Badania prowadzone w Krakowie wykazały, że aż połowa takich przypadków dotyczy saren, a niemal jedna czwarta - lisów. Spotkań z dzikami jest proporcjonalnie mniej, ale to one wywołują najwięcej emocji, bo potrafią niszczyć trawniki i budzić lęk. Kraków podchodzi do tej sprawy poważnie, ma nawet specjalny zespół ds. dzików. Eksperci zauważają, że dziki, a zwłaszcza te - należące do młodego pokolenia, są coraz śmielsze i pozbawione lęku przed człowiekiem. W ekologii, takie zjawisko nazywane jest synurbizacją.
Problem z dzikami, to nie tylko kwestia „niewygody”. Kolizje samochodowe, szkody w zieleni miejskiej, uprawach czy infrastrukturze pokazują, że obecność dzikiej fauny w środku miasta stała się realnym problemem społecznym. Pytanie brzmi: co dalej i jak sobie z tym radzić…
Siła w prewencji, nie w odstrzałach
Jeszcze dwadzieścia lat temu, najczęstszym rozwiązaniem tego problemu był odstrzał redukcyjny. Dziś coraz więcej samorządów i organizacji ekologicznych mówi jasno: to droga donikąd. Po pierwsze - etyka. Po drugie - skuteczność. Zwierzęta szybko przyzwyczajają się do nowych warunków, a odstrzał to nic innego jak… błędne koło. Dlatego priorytetem stają się metody humanitarne. Ich podstawowa zasada to minimalizacja cierpienia zwierząt i szukanie trwałych rozwiązań. Stąd nacisk na profilaktykę: odpowiednie ogrodzenia, zabezpieczanie budynków, zakładanie siatek w kominach i krat w piwnicach. To proste, ale skuteczne metody, które nie pozwalają na przykład lisowi czy kunie, zadomowić się tam, gdzie nie powinna.
Odstraszanie zamiast zabijania
Drugim filarem są odstraszacze. W parkach czy przy blokach można zainstalować lampy na czujniki ruchu, które oślepiają intruzów, albo urządzenia emitujące dźwięki i ultradźwięki nieprzyjemne dla zwierząt. W niektórych miastach, tam - gdzie zwierzęta pojawiają się regularnie sadzi się też rośliny mniej „atrakcyjne” dla dzików.
Problem? Zwierzęta są inteligentne, adaptują się do nowych bodźców i szybko przestają na nie reagować. Dlatego te rozwiązania wymagają zmienności i kombinacji, by efekt nie znikał po kilku tygodniach.
Kontrola populacji: bezkrwawa i skuteczna
Jednym z najciekawszych kierunków przeciwdziałania nadmiernemu wzrostowi populacji dzikich zwierząt - jest sterylizacja i kontracepcja. W wielu miastach już działają programy TNR (trap-neuter-return) dla wolno żyjących kotów polegające na tym, że zwierzęta są wyłapywane, sterylizowane, a potem wypuszczane w to samo miejsce. Dzięki temu kolonie zwierząt nie rosną w nieskończoność.
Podobne metody stosuje się wobec ptaków. W Europie eksperymentuje się z karmą zawierającą środki antykoncepcyjne, które sprawiają, że jaja gołębi są puste. W Stanach Zjednoczonych popularne jest „olejowanie jaj” kaczek i gęsi, co zapobiega ich rozwojowi, ale pozwala ptakom zachować instynkt wysiadywania.
Jak się zachować w przypadku konfrontacji z dzikiem
Dziki nie atakują człowieka bez powodu i zazwyczaj, gdy widzą ludzi, same oddalają się z miejsca zdarzenia Ale w obliczu zagrożenia, wystraszone i zestresowane mogą porządnie poturbować osobę, która stanie im na drodze.
By uniknąć spotkania z dzikiem, nie chodź na skróty, unikaj zarośli i miejsc z dala od zabudowań. Dopilnuj, by dzieci nie chodziły same po zmroku. Pamiętaj też, by psa podczas spacerów zawsze trzymać na smyczy, to ważne ze względów bezpieczeństwa zarówno psa, jak i dzika!
Niebezpieczna sytuacja zaczyna się wtedy, gdy dzik zaczyna sapać. Oznacza to, że szykuje się do ataku. Warto wtedy - jak najszybciej - znaleźć schronienie w miejscu trudno dostępnym dla dzika, tam - gdzie nas nie dosięgnie, a oddalając się - gwałtownie zmienić kierunek lub odskoczyć w bok, bo zwierzęta te, są z natury - mało zwrotne. Pamiętaj jednak, że zachowując spokój i nie strasząc dzika można uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji takiego spotkania.
Przesiedlenia i zielone mosty
Czasem jednak zwierzę trafia tam, gdzie po prostu być nie może. Sarna, łoś na ruchliwej ulicy, czy bóbr podkopujący wały, wymaga odłowienia i przesiedlenia. Zwierzę trafia do ośrodka lub w głąb lasu. To metoda trudna, kosztowna i nie zawsze skuteczna, ale bywa jedyną humanitarną alternatywą.
Na większą skalę skuteczne okazują się ekodukty: zielone mosty nad autostradami czy tunele pod drogami. Dzięki nim zwierzęta mogą migrować bez wchodzenia wprost do miasta. W Polsce takie rozwiązania działają już m.in. przy trasach szybkiego ruchu i pokazują, że inwestycja w infrastrukturę naprawdę się opłaca.
Najtańsze i zarazem najtrudniejsze narzędzie to… edukacja
Nie można jednak oddzielić działań technicznych od społecznych. Jeśli mieszkańcy będą dokarmiać zwierzęta, zostawiać resztki przy śmietnikach i traktować spotkania z dzikami jak atrakcję turystyczną - żadne bariery nie pomogą. Dlatego coraz częściej samorządy inwestują w kampanie edukacyjne. Proste komunikaty: „Nie karm dzików”, „Zabezpiecz śmietnik”, „Nie zostawiaj jedzenia przy śmietniku” - paradoksalnie mogą mieć ogromne znaczenie.
Miasto nie musi być areną walki z przyrodą
Zderzenie świata ludzi i świata zwierząt w miastach nie jest zjawiskiem przejściowym. I nie łudźmy się - będzie narastać, bo coraz mniej jest przestrzeni, w której fauna może żyć bez kontaktu z człowiekiem. Odpowiedź na to wyzwanie nie może być jednak brutalna. Humanitarne metody, poczynając od barier i odstraszaczy, przez kontracepcję i przesiedlenia, po zielone mosty i edukację, nie tylko lepiej wpisują się w oczekiwania społeczne, ale też dają bardziej trwałe efekty. Miasto nie musi być polem walki z przyrodą. Może i powinno być miejscem współistnienia, w sytuacji, gdy zamiast szybkich i radykalnych rozwiązań wybierzemy cierpliwość, technologię i zdrowy rozsądek.
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie