
Z Ryotaro Sakamoto, Japończykiem z polskim obywatelstwem, zawsze uśmiechniętym i życzliwym ludziom mieszkańcem Otwocka, który promuje w Polsce wagokoro (serce Japonii) - rozmawia Andrzej Kamiński.
AK - Proszę opowiedzieć, jak to się stało, że zamieszkał Pan w Polsce?
RS - Moja żona jest Polką i oboje postanowiliśmy, że chcemy zostać w Polsce po ukończeniu studiów.
AK - Czym tu się Pan zajmuje?
RS - Wraz z żoną jestem właścicielem Warszawskiej Szkoły Języka Japońskiego. Na co dzień zajmuję się kontaktem z naszymi biznesowymi klientami oraz pełnię rolę szkolnego metodyka.
AK - Dlaczego wybrał Pan Otwock na miejsce zamieszkania?
RS - Moja żona się tu urodziła i był to naturalny wybór, jako że oboje lubimy kontakt z przyrodą. Przyznam, że gdybyśmy wcześniej zdawali sobie sprawę z poziomu smogu w Otwocku, to pewnie przemyślelibyśmy nasz wybór.
AK - Jest Pan prezesem Wagokoro. Co to znaczy?
RS - „Wagokoro” oznacza „Serce Japonii”. Jest to założony przeze mnie startup, który zajmuje się animacją japońskiej kultury, głównie dla klientów biznesowych: np. organizuję koncerty muzyki japońskiej czy warsztaty kaligrafii na firmowych eventach.
AK - Jest też Pan sekretarzem generalnym Komitetu Matsuri-Piknik z Kulturą Japońską. Czym się ów Piknik zajmuje?
RS - Matsuri jest największą w Polsce imprezą związaną z japońską kulturą i w tym roku odbędzie się 15 czerwca w Służewskim Domu Kultury w Warszawie. W tym roku z okazji 100-lecia relacji polsko-japońskich będzie jeszcze więcej wyjątkowych atrakcji, dlatego zachęcam również osoby spoza Warszawy do odwiedzenia nas.
AK - Dobrze Pan mówi po polsku. Uczy Pan też Polaków języka japońskiego. Coś więcej o tym.|
RS - Od czasów licealnych mówię po rosyjsku, studiowałem też rok na Białorusi, więc język polski nie sprawiał mi już takich trudności, choć wciąż popełniam błędy. Ale chciałbym, żeby Polacy wiedzieli, że język japoński, jeśli pominąć pismo, jest o wiele łatwiejszy od ich ojczystego języka, dlatego zachęcam do jego nauki. Jest to ciekawa odskocznia i oryginalne hobby.
AK - Od 2012 roku jest Pan sekretarzem generalnym Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Języka Japońskiego. Czym to stowarzyszenie się zajmuje?
RS - Organizujemy konferencje, na których nauczyciele uczący japońskiego w Polsce mogą się wymieniać doświadczeniami i wiedzą. Oprócz tego zajmujemy się organizacją konkursów krasomówczych języka japońskiego oraz wspieramy organizację egzaminów na certyfikat Nihongo Noryoku Shiken, które odbywają się 2 razy do roku.
AK - Stan rodziny. Kim jest i czym się zajmuje żona, do której szkoły uczęszcza synek?
RS - Żona jest właścicielką i dyrektorką Warszawskiej Szkoły Języka Japońskiego, zajmuje się PR- em, marketingiem oraz mediami społecznościowymi. Nasz syn Kai ma 2,5 roku i od września idzie do przedszkola.
AK - Jak nauka dzieci i młodzieży wygląda w Japonii?
RS - Dużo można by o tym napisać. Na pewno największą różnicą jest to, że w Japonii po szkole dzieci w wieku od gimnazjum wzwyż standardowo chodzą na kursy doszkalające albo biorą udział w codziennej działalności klubów (np. klub judo). Rzadko się zdarza, żeby dziecko po zakończeniu zajęć tak po prostu wróciło do domu. Ale słyszałem, że w Polsce dzieci też mają coraz mniej wolnego czasu po lekcjach. Uważam, że można by przeszczepić na grunt polski taki pożyteczny japoński zwyczaj, że dzieci są odpowiedzialne za sprzątanie szkoły po zajęciach. To moim zdaniem spowodowałoby, że poczułyby się odpowiedzialne za wspólną przestrzeń i zaczęły ją szanować.
AK - Co w Polsce się Panu podoba? Czemu ten kraj Pan wybrał?
RS - Nie do końca wybrałem kraj, bardziej żonę, ale żadnego wyboru nie żałuję. W Polsce podoba mi się, że ludzie mówią bezpośrednio, co myślą, są szczerzy i nie muszę zużywać energii na domyślanie się i obawę, że postąpię nie tak, jak powinienem. Na pewno jest też łatwiej założyć i prowadzić biznes niż w Japonii, gdzie inne firmy raczej nie ufają dopiero co powstałym biznesom. Trzeba się nieźle napracować, żeby zyskać renomę.
AK - Jakie potrawy polskie Pan lubi?
RS - Bigos i żurek. Jak chodzę do restauracji, to nie patrzę na menu, tylko od razu zamawiam schabowego.
AK - Czy Otwock spełnia pańskie potrzeby mieszkaniowo-wypoczynkowe?
RS - Naszą standardową rozrywką są spacery po lesie, co z jednej strony jest fajne, bo lubimy naturę, a z drugiej strony ukazuje niestety, że oferta kulturalna dla rodzin z dziećmi jest dość uboga, bo ile można chodzić z dzieckiem do ,,Sosenki”… Na dodatek od kilku miesięcy zamknięto park miejski, choć ze względu na smog i tak zwykle wybieramy salę zabaw. Słyszałem, że Otwock podpisuje umowę z japońskim miastem Oarai i będziemy mieli nowe miasto siostrzane. Chciałbym, żeby Otwock umiał powielić pozytywne wzorce z Japonii i przeszczepić je na polski grunt. W Japonii jest dużo miejskich festiwali, podczas których organizowane są zabawy dla dzieci. Nic kosztownego czy skomplikowanego, ale zawsze potrzeby najmłodszych są w Japonii na dość wysokim miejscu pod względem priorytetów z powodu niskiego przyrostu urodzeń. Słyszałem, że w Polsce też rodzi się coraz mniej dzieci. Sytuacja jest chyba taka sama jak w Japonii, ale nie zauważyłem, żeby jakoś się to przełożyło na zwrócenie się władz ku potrzebom rodzin z małymi dziećmi, co ułatwić mogłoby im codzienne funkcjonowanie.
AK – Dziękuję za rozmowę!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie