
Z Piotrem K. Pintowskim, autorem debiutanckiej powieści „Jesteś. Przetarg na miłość” rozmawia Andrzej Idziak
- Jest Pan rodowitym józefowianinem?
- Nie… Zanim znalazłem się w Józefowie w 2009 roku, przeszedłem długą drogę. Głównie dzięki moim rodzicom, których powojenny los, rzucał w różne zakątki kraju. Mój ojciec był warszawianinem, pochodzącym ze… Lwowa, mama zaś warszawianką, prosto z… Kijowa. Urodziłem się w Toruniu, a kilkanaście lat swojego życia spędziłem w Szczecinie. Kiedy poznałem swoją żonę, która była rodowitą warszawianką, przenieśliśmy się do Warszawy na Saską Kępę. Będąc na emeryturze, z radością „uciekłem” do Józefowa i muszę przyznać, że nie żałuję. Mieszkając tutaj, wciąż odnoszę wrażenie, że jestem na wczasach…
- Co sprawiło, że zdecydował się Pan napisać książkę?
- Proszę Pana, ja napisałem ich aż… pięć! Ta, o której rozmawiamy, to pierwsza wydana. Kiedy przeszedłem na emeryturę, zacząłem się interesować genealogią mojej rodziny. Ponieważ mam dość rzadkie nazwisko, postanowiłem przejrzeć rodzinne dokumenty i poszukać odpowiedzi na pytanie skąd pochodzi i gdzie ma swoje korzenie. Trwało to dziesięć lat. Żmudnych poszukiwań w Internecie, w archiwach i bibliotekach, podczas których zgromadziłem całe stosy korespondencji, listów i zapytań. Proszę sobie wyobrazić, że udało mi się prześledzić losy trzynastu pokoleń mojej rodziny, aż do 1505 roku. Wreszcie… skończyłem! Zamknąłem komputer i zamiast ulgi skonstatowałem, że nie mogę już żyć… bez pisania. A ponieważ, z natury, widzę świat w różowych okularach, stwierdziłem, że napiszę coś „lekkiego”. Padło na romans.
- Powieść „Jesteś” jest Pana debiutem literackim. Bez urazy, ale czy nie uważa Pan, że dla człowieka dojrzałego, to dość późno by zaczynać pisarską karierę?
- Nigdy wcześniej nie myślałem o tym, że zostanę literatem. Po prostu - pisanie sprawia mi przyjemność. Żona jest świadkiem, że pisałem tę powieść i… śmiałem się sam do siebie. Minusem jest oczywiście to, że zacząłem to robić tak późno, plusem - moje ogromne, życiowe doświadczenie, które pozwala mi patrzeć na świat w zupełnie inny sposób, niż robi to współczesne pokolenie.
- O czym jest Pana powieść i dla kogo?
- To powieść o… szybkich miłościach, dedykowana współczesnym singielkom. Opowieść o płytkim traktowaniu uczuć, z których - tak naprawdę - nic nie wynika. To historia mężczyzny, który poszukuje prawdziwej miłości i który wikła się w różne związki, a ostatecznie wraca do kobiety, w której kochał się niemal całe życie. To opowieść na wskroś życiowa i optymistyczna, w której zło ostatecznie przechodzi gdzieś bokiem.
- Nie uważa Pan, że to trochę dziwne, że mężczyzna pisze powieść o miłości? To raczej domena kobiet…
- Widzi Pan, ja właśnie taki jestem… Życiowy optymista. Sam byłem ciekaw, jak kobiety zareagują na historię o miłości opowiedzianą przez faceta. I wie Pan co, większość z nich ma o niej pozytywne zdanie. Co cieszy, bo przecież nie jestem humanistą, tylko mam wykształcenie techniczne. Nawet jakaś pani napisała w Internecie, że nie mogła się od niej oderwać i czytała całą noc.
- A może zdecydował się Pan napisać romans, bo jego inspiracją było Pana życie?
- Trochę na pewno tak… Ale nie zmusi mnie Pan do wyjawienia co jest lub co było w nim moim udziałem.
- Chciałem Pana zapytać, jak to jest być pisarzem? Skąd bierze się w człowieku potrzeba pisania?
- Na pewno jest to jakaś chęć podzielenia się tym, co tkwi w każdym z nas. Swoimi spostrzeżeniami i swoim widzeniem świata. Z drugiej strony, kiedy bierzemy do ręki współczesną literaturę, to często mamy do czynienia z fałszywym obrazem miłości, rodem gdzieś z pogranicza „pornografii”. Kiedy przymierzałem się do napisania mojego romansu, aby zorientować się, jak się teraz pisze o miłości, sięgnąłem po książkę jednej ze współczesnych autorek, której nazwiska nie będę wymieniał, w jednym z jej fragmentów przeczytałem, że bohater „masturbował się na tylnym siedzeniu w autobusie”. No na miły Bóg, przecież nie tędy droga… Nie tak ma wyglądać literatura romansowa! Dlatego właśnie chciałem przekazać młodym ludziom, że jest coś takiego w życiu jak… uczucie. Można na nie trafić od razu, można się pomylić, ale trzeba go szukać, bo jest ono cholernie ważne! A jest go we współczesnym świecie coraz mniej, bo zabija nas pośpiech, pogoń za karierą i pieniądzem. Nie znaczy to, ze nie warto i nie trzeba go poszukiwać!
- Ktoś kiedyś powiedział, że żeby pisać, trzeba mieć coś do powiedzenia… Czy Pan zgadza się z tym stwierdzeniem i co Pan osobiście chce przekazać swoim Czytelnikom?
- Bezwzględnie TAK. Chodzi o to, żeby przekazać Czytelnikom coś unikalnego. Jakąś uniwersalną prawdę. Taką jak uczucie, dla którego warto żyć i które warto pielęgnować.
- Czy Marcin, bohater książki, młody i zdolny inżynier, który życiu zawodowym idzie jak burza, ale jego relacje z kobietami przypominają zamki budowane na piasku, ma jakieś Pana cechy?
- Proszę Pana, zawsze chciałem być wysokim facetem, a nie byłem. Chciałem być przystojny i mieć na głowie burzę włosów, a dość szybko stałem się częściowo łysy, więc na pewno nie odzwierciedla on moich cech zewnętrznych. Ale jest w nim coś, z czym się głęboko utożsamiam, to upór, otwartość i konsekwentne poszukiwanie miłości. Uczucie, do której każdy człowiek ma pełne prawo i co jest istotą jego szczęścia.
- Czy Pana zdaniem - mężczyźni inaczej niż kobiety podchodzą do miłości? Na czym polega ta różnica? Jakie prawdy odkrywa Pan przed Czytelnikiem?
- Zdecydowanie tak. Wydaje mi się, że my mężczyźni, mamy w genach, przede wszystkim obowiązek prokreacji. Siedzi on w nas bardzo głęboko. Aby przeżyć życie z jedną kobietą, mężczyznę musi wiązać z nią bardzo silne uczucie. I musi to być uczucie odwzajemnione. W przypadku kobiet natomiast, wartością - samą w sobie - jest ich kobiecość. Kobieta nie musi być piękna, ale musi być… przede wszystkim kobietą! Powinna emanować ciepłem, uśmiechem i wrażliwością. Miłość, którą kobieta obdarowuje mężczyznę to nie tylko głębokie uczucie, któremu zwykle towarzyszy pożądanie, ale i silna więź, jaka łączy ludzi sobie bliskich. To dar, który mężczyzna potrafi lub nie potrafi wykorzystać.
- Sądzi Pan, że książka ma szansę stać się bestsellerem? Jak widzi Pan swoją dalszą karierę literacką?
- Na to liczy pewnie każdy autor… Mam nadzieję, że wiele młodych kobiet, które sięgną po moją powieść, zastanowi się po jej przeczytaniu nad sobą i swoim życiem. Podobnie jak moje bohaterki… Kasia, która ma urodę, ale zły charakter, Ania, która nie jest ładna, ale za to ma wielkie serce, czy Ewa, która jest typem intelektualistki i otwiera przed Marcinem nieznany mu świat. Książka jest ewidentnie zaadresowana do młodych, ale czy będą ją czytać, czas pokaże. Chciałbym, aby wpływy ze sprzedaży, pozwoliły mi sfinansować kolejną moją pozycję, tym razem sagę historyczną, nad którą pracowałem wiele lat, a która opowiada o losach kilku pokoleń jednej rodziny, poczynając od 1918 roku, aż po czasy współczesne. Akcja powieści toczy się równo 100 lat i pokazuje niezwykle ciekawy okres w historii Polski. W jej treści jest wiele wątków autobiograficznych mojej rodziny.
- Dziękuję za rozmowę!
------------------------------------------------------
O autorze:
Piotr K. Pintowski ma wykształcenie techniczne. Swoją pracę zaczynał w stoczni, później pływał jako oficer marynarki handlowej. Kocha kobiety, żeglarstwo i taternictwo. Jest pasjonatem historii i autorem dwóch poważnych monografii. Odskocznią od badań archiwów, zasobów bibliotek i Internetu stało się dla niego pisanie romansów. „Jesteś. Przetarg na miłość” jest jego debiutem literackim.
Książkę wydało wydawnictwo Novae Res.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie