
Nowa ścieżka rowerowa wybudowana przez gminę Wiązowna "zamiast polepszyć - pogorszyła bezpieczeństwo, dodatkowo utrudniając płynne przemieszczanie się rowerem z miejsca na miejsce" - twierdzi jeden z mieszkańców. "Została wybudowana tak, jak pozwalają warunki w terenie, ale wszystko zgodnie z obowiązującymi przepisami" - odpowiada zastępca wójta.
Otrzymaliśmy maila od pana Piotra, mieszkańca gminy Wiązowna, z krytycznymi uwagami dotyczącymi ścieżki rowerowej wybudowanej w ubiegłym roku wzdłuż DW 721 od Józefowa, przez Emów, Wiązownę, Duchnów w kierunku Halinowa.
- Prawo jazdy posiadam prawie 30 lat, przez ponad 15 lat przejechałem rowerem po polskich (i nie tylko) drogach ponad 170000 km. Staram się jeździć zgodnie z przepisami, ale takich absurdów jak na tzw. drogach dla rowerów - próżno szukać gdzie indziej - pisze pan Piotr. O co mu chodzi? O przerywanie ścieżki i sposób ustawienia znaków infomacyjnych.
- Miała być "autostrada dla rowerów", a powstała ścieżka, która co kilkaset metrów poprzecinana jest zatokami przystankowymi. Każdorazowo tuż przed przystankiem ścieżka się kończy i rowerzysta zostaje pozostawiony praktycznie samemu sobie z tym, co ma dalej zrobić. Zamiast zwiększyć bezpieczeństwo poruszania się rowerzystów, zostało ono drastycznie obniżone. Stworzono dodatkowe miejsca, gdzie - o ile kierujący rowerem chcą pozostać w zgodzie z przepisami - muszą się oni włączyć do ruchu na ulicę, aby w ten sposób dotrzeć do kolejnego odcinka ścieżki rowerowej, znajdującego się za zatoką dla autobusów.
Zdaniem mieszkańca takie rozwiązanie powoduje zmniejszenie bezpieczeństwa oraz komfortu płynności poruszania się rowerem. Jego zdaniem ścieżka dla rowerów powinna była być poprowadzona za przystankami autobusowymi.
Drugi zarzut dotyczy oznakowania ścieżki. - Znaki są postawione chaotycznie. Czasem są tam, gdzie stanowią jedynie nadmiarowe powtórzenie zasad wynikających z przepisów ogólnych (np. znak końca drogi dla rowerów C-13a, gdy ta dochodzi do skrzyżowania), czasem ich brakuje (np. brak znaku początku drogi dla rowerów C-13 za skrzyżowaniem). W wielu miejscach znaki ustawione są po niewłaściwej stronie, co często skutkuje tym, że formalnie ścieżka raz pojawia się, a raz znika, tudzież raz ścieżką rowerową ustanowiona zostaje łąka obok "domniemanej" ścieżki rowerowej, a raz ...ulica z ruchem samochodowym. Czary goryczy dopełnia opisywany chory pomysł z zatokami przystankowymi, wymyślony chyba na zasadzie "a jakoś to będzie".
- Więcej informacji i szczegółów na moim filmie, na którym próbuję pokonać ten "tor przeszkód" zgodnie z obowiązującymi przepisami [link: https://www.youtube.com/watch?v=JmdpmABsRNg ]. Film ma charakter może nieco ironiczny, ale o tak absurdalnie i niebezpiecznie zaprojektowanym szlaku trudno mówić bez ironii.- pisze pan Piotr.
O odniesienie się do powyższych zarzutów poprosiliśmy inwestora infrastruktury. Odpowiedział na nie Tomasz Kostyra, zastępca wójta gminy Wiązowna.
Jak nas poinformował, ścieżka została zaprojektowana przez uprawnionych fachowców zgodnie z obowiązującym prawem. Zatwierdzona została przez Powiatowego Inżyniera Ruchu. Przyznał, że policja zwróciła uwagę na dwa miejsca, gdzie z praktycznego (choć nie prawnego) punktu widzenia były potrzebne poprawki i to zostało zrobione.
Ścieżka rowerowa była budowana wzdłuż starej drogi. Niestety, w dostępnym do przeprowadzenia inwestycji pasie drogowym nie zawsze jest wystarczające miejsce na poprowadzenie ścieżki rowerowej bez przerw, także asfalt nie jest położony zawsze w tej samej odległości od brzegów, a często jest bliżej jednego lub drugiego skraju. Stąd - jak tłumaczył wójt Kostyra - np. w Emowie była konieczność przeniesienia się ze ścieżką z jednej strony na drugą jezdni.
- Budując wzdłuż istniejących dróg, nie zawsze możemy budować tak, jakbyśmy chcieli, a często musimy budować tak, jak pozwalają warunki w terenie. Stąd takie usytuowanie ścieżki rowerowej - mówił Tomasz Kostyra.
W zamyśle inwestora ścieżka w Wiązownie, Duchnowie itd. jest przeznaczona dla przeciętnego rowerzysty, który rezygnuje z samochodu na rzecz roweru, aby przemieścić się z jednej miejscowości do drugiej, z domu do instytucji, sklepu, itp. Nie dla kolarzy, którzy chcą jechać szybko, bez zatrzymywania się. Tak jak właściciel auta sportowego na lokalnej drodze musi się dostosować do przepisów na niej obowiązującej, tak i kolarz-wyczynowiec musi się zachowywać na ścieżce rowerowej. - I nie jest tak tylko u nas, ale także w innych miejscowościach, Józefowie, Warszawie itd. W miejscach, gdzie ścieżka rowerowa się kończy (jak przed przystankiem autobusowym), trzeba zejść z roweru i przeprowadzić rower przez odcinek, gdzie jej nie ma (tu - przystanek). Nie trzeba wykonywać tak skomplikowanych manewrów, jak sugeruje ten pan - podkreśla Tomasz Kostyra. Co do ustawienia znaków, to zaznaczył raz jeszcze, że całość została zatwierdzona przez organy nadzorujące.
- Nie jest tak, jakby chciał krytykujący mieszkaniec, nie jest też do końca tak, ja my byśmy chcieli, ale jest tak, jak być mogło. I nie należy szydzić z pracy ludzi, którzy robią coś zgodnie z obowiązującym prawem, o czym ten pan wie. Generalnie jesteśmy zadowoleni z tego, że tę ścieżkę udało się zrobić, że można rowerem przejechać z jednego krańca gminy na drugi, mimo że trzeba zatrzymywać się przy przystankach, zsiąść z roweru i je przejść- podsumowuje zastępca wójta Wiązowny.
Z moich obserwacji rowerzystki wynika, że faktycznie w wielu miejscach - w miejscowościach podwarszawskich - ścieżki rowerowe są korzystne właściwie tylko dla części użytkowników - zwiększają bezpieczeństwo dzieci, czy np. nastolatek jadących koło siebie i jednocześnie plotkujących. Dla innych - jak wyczynowcy czy rowerzyści-amatorzy, którzy lubią długie, płynne wyprawy, te same ścieżki mogą być utrapieniem, bo są kręte i często poprzerywane, a niektóre miejsca po prostu kuszą, by złamać przepisy. Czy mogłoby być dla wszystkich dobrze? Wątpliwa sprawa.
Kazimiera Zalewska
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
przy drogach wojewódzkich organizację ruchu zatwierdza Marszałek Województwa a nie Starosta.
Kolejny raz widać, że "fachowcy" drogowcy nie mają zielonego pojęcia o tym, co robią.
Inna sprawa, że jest to wzorowy przykład, że system oceny wniosków o dofinansowanie jest nic nie wart. Nie ma żadnych kryteriów merytorycznych, które skutecznie pozwoliłyby zapobiec wyrzucaniu pieniędzy na pogarszanie bezpieczeństwa i warunków ruchu pod pretekstem budowy infrastruktury "dla rowerzystów".
Jak Tomasz Kostyra myśli że się przesiądę z samochodu na rower by co kilkaset metrów miał schodzić z roweru i go kilkadziesiąt metrów przeprowadzać to chyba się mocno uderzył w głowę. Dobrze że nie każe wysiadać z samochodu i go co chwila przepychać bo wtedy trzeba by było pomyśleć o jeszcze innym środku transportu.
Pan Wójt wypowiada utarte regułki, które zazwyczaj się wypowiada w takich lipnych przypadkach, tj. "projektant jest fachowcem i ma uprawnienia". Coś tam wiem w tematach projektowych, prosiłbym, aby w imieniu mieszkańców zapytać wójta o następujące rzeczy:
1. Dlaczego nie wykorzystano procedury ZRiD, jeżeli problemem były tematy własnościowe? Specustawa pozwala pozyskiwać działki na rozbudowę dróg. Oczywiście, to kosztuje odszkodowania, ale jak się robi coś, to z sensem.
2. Czy rozważano rezygnację z części zatok, co umożliwiłoby bezkolizyjne poprowadzenie infrastruktury rowerowej?
3. Co to znaczy, że rowerzysta może przeprowadzić rower? Czy przypadkiem nie po to buduje się drogi dla rowerów, by poprawić bezpieczeństwo i wygodę rowerzystów i nie zmuszać ich do ciągłego zsiadania? Rowerzysta nie musi być pieszym i tak, jak kierowca samochodu, chciałby móc się przemieszczać wygodnie.
4. Jaki sygnał wysyła się użytkownikom, jeśli fachowcy z uprawnieniami fundują takiego gniota, w którym wiadomo, że nikt w ten sposób jeździć nie będzie? Przecież wiadomo, że w takich miejscach rowerzyści pojadą po chodniku i pasie zieleni. Wtedy to źli rowerzyści będą i znów zaczną się wojenki pieszo-rowerowo-samochodowe?
Panie wójcie - apeluję - to można było zrobić z sensem. To Pan i pana pracownicy mają narzędzia, by takich gniotów nie dopuszczać a jednocześnie nie prowokować sytuacji konfliktowych. Mówienie, że chcieliśmy, ale nie wyszło, to trochę za mało. Chcieć, to móc.