
Właśnie mija 191 lat od wybuchu powstania listopadowego. Było jednym z większych zrywów militarnych w naszych dziejach, zakończonym jednak bolesną porażką. Czy mogło być inaczej? Jedną z przyczyn klęski był – jak wskazują historycy - brak wiary w zwycięstwo i chwiejność znacznej części dowódców.
Naczelnych wodzów powstanie listopadowe miało ośmiu - w ciągu niecałego roku od 5 grudnia 1830 do 9 października 1831. Sama ta liczba pokazuje, że brakowało im planu i determinacji, w rezultacie kolejne osoby na tym stanowisku rezygnowały lub z nich rezygnowano.
Na ten aspekt klęski – “głupotę dowódców” – zwraca m.in. uwagę w ciekawym tekście pt. „ Czy powstanie listopadowe mogło się udać? Nieznane fakty na temat tego zrywu narodowego” Tomasz Sławiński. Pokazuje, że choć Polacy mieli sporo atutów, to jednak wielu przywódcom wcale nie zależało na wygranej.
Zaczynając od Piotra Wysockiego, który „wkraczając do Belwederu nie miał żadnego bardziej długofalowego celu ani pomysłu na to, co należy robić po ewentualnym sukcesie”. Następnie – pierwszy powołany przez rząd tymczasowy wódz naczelny - generał Józef Chłopicki także nie popisał się jakością dowodzenia. Uważany był przez współczesnych za patriotę, z powodu jego niechęci do wielkiego księcia Konstantego. Tyle, że podłożem tej nienawiści był osobisty afront, którego doznał od księcia, nie zaś sprawy kraju. W każdym razie generał Chłopicki tak prowadził wojnę z Rosjanami, że gdy wygrywał - np. w bitwie pod Grochowem – to się zatrzymywał. Jednocześnie prowadził rokowania z carem Rosji. „Człowiek przez niektórych do dziś uznawany za narodowego bohatera, w rzeczywistości był zainteresowany jedynie własną karierą. A do tej kariery wystarczyło mu Imperium Rosyjskie. Niepodległa Polska nie była mu w ogóle potrzebna” - zauważa Sławiński. Chłopicki po fiasku rokowań sam złożył dymisję.
Generał dyw. Jan Skrzynecki, który najdłużej dowodził powstaniem (od 26 lutego do 12 sierpnia 1831) z kolei mimo sukcesu w bitwie pod Olszynką Grochowską, zwlekał z kontrofensywą. Potem choć Polacy wygrali w bitwach pod Wawrem, Dębem Wielkim i Iganiami, zamiast kontynuować i zmusić wojska rosyjskie do dalszego wycofania z naszego kraju – zatrzymał się. Przez zwlekanie dał czas Rosjanom na zdobycie przewagi i... wkrótce przegrał pod Ostrołęką, co było początkiem końca powstania.
Innym dowódcom – tym niższego szczebla - też brakowało wiary w zwycięstwo i nieraz kierowali się po prostu osobistymi korzyściami. Przykład: Włoch Ramorino Antonio Girolamo – żołnierz wyszkolony we Francji, w marcu 1831 r. przybył do Królestwa Polskiego stanął po stronie powstańców. Dzięki protekcji płk. Władysława Zamoyskiego i ks. Adama Czartoryskiego został mianowany generałem brygady, a następnie generałem dywizji i dowódcą korpusu. On właśnie był jednym z obrońców terenów na wschód od Warszawy, które po zwycięstwie pod Ostrołęką chcieli szybko zdobyć Rosjanie. Wojska carskie uderzyły wtedy na Mińsk Mazowiecki, Stanisławów, Okuniew i Karczew. Dowodzący tu polskimi wojskami gen. Maciej Rybiński i gen. Girolamo Ramorino wycofali się w okolice wsi Glinki pod Karczewem. Potem dzięki wsparciu oddziałów gen. Wojciecha Chrzanowskiego odrzucili Rosjan i odbili Mińsk. Sukces ten nie miał jednak dalszych dobrych konsekwencji dla powstańców. W sierpniu wciąż dochodziło do potyczek między Polakami a Rosjanami na terenach między Karczewem a Mińskiem Mazowieckim. 23 sierpnia ułani rozbili nawet w okolicach przeprawy na Wiśle pod Karczewem carską jazdę ppłk. Duczyńskiego, który został wzięty do niewoli, ale powstańczy zapał już się właściwie wypalił. Gen. Girolamo zdezerterował we wrześniu 1831.
Ostatni wódz powstania – wspomniany już gen. Maciej Rybiński, weteran wojen napoleońskich, walczył w powstaniu listopadowym od samego początku. Dowództwo przejął 10 września, gdy powstanie było właściwie przegrane. Był oskarżony o rokowania z gen. Paskiewiczem w sprawie kapitulacji. 5 października 1831 r. wraz 20-tysięcznym oddziałem wojska przeszedł do Prus, gdzie zostali internowani. Wkrótce - 21 października 1831 roku - powstanie listopadowe ostatecznie upadło.
Przyczyn klęski było oczywiście więcej, niż tylko chwiejni dowódcy, jednak z pewnością trudno cokolwiek wywalczyć, gdy się chce tylko na pół gwizdka.
To trochę przypomina obecną sytuację opozycji w naszym kraju – też nie widać planu pokonania koalicji rządzącej. Liderzy zaś poszczególnych ugrupowań i partii zbyt łatwo zmieniają zdanie, brakuje im konsekwencji i determinacji... Jak widać na przykładzie powstania listopadowego, nie wróży to sukcesu.
Kazimiera Zalewska
Na ilustracji od lewej: pierwszy i ostatni wódz powstania listopadowego, czyli gen. Chłopicki i gen. Rybiński (domena publiczna)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie