
W poniedziałkowe popołudnie, 6 czerwca działacze samorządowi skrytykowali funkcjonowanie Przychodni Miejskiej w Józefowie. Ich oceny wydają się jednak zbyt surowe, a nawet krzywdzące dla personelu placówki.
Spotkania podsumowujące pracę SPZOZ w Józefowie odbywają się cyklicznie, co pół roku, w trakcie posiedzenia jednej z komisji Rady Miejskiej. Radni zapoznają się wówczas z bieżącymi wynikami oraz zgłaszają sugestie i zastrzeżenia dotyczące funkcjonowania przychodni. Krytyczne uwagi miały być pokłosiem skarg zgłaszanych przez mieszkańców Józefowa.
- Za każdym razem, kiedy się widzimy, mówicie nam państwo, że wszystko jest w porządku. Ludzie natomiast pytają, dlaczego kiedyś było dobrze i tak się pogorszyło. Temat przychodni dominował w trakcie organizowanych przez nas spotkań z mieszkańcami – informowała radna Anna Masik.
Zażalenia dotyczyły przede wszystkim trudności z zapisywaniem się na wizyty oraz nadmiernej rotacji lekarzy. W tym miejscu radni zasłużyli na przytyk. Wśród przytaczanych przykładów „jak na lekarstwo” było relacji ze wspomnianych spotkań z mieszkańcami, nie brakowało natomiast odniesień do doświadczeń własnych i rodzinnych. Trudno zaprzeczyć, że radni i ich rodziny to również mieszkańcy Józefowa. Dobrze byłoby jednak zgromadzić bardziej miarodajne dane. Zwłaszcza, że w przychodni zarejestrowanych jest ponad 12 tysięcy pacjentów.
- Ostatnio jedna z bliskich mi osób była u pana doktora, który nie mógł sobie poradzić z komputerem – relacjonowała radna Marianna Jakubowska. - Ten nowy lekarz to starszy człowiek, pewnie ponad 60-letni. Nie mam zastrzeżeń do wieku, tylko do braku kompetencji niezbędnych we współczesnym świecie. Czy takie osoby powinny być zatrudniane?
- Kłopot w tym, że zatrudnia się zbyt wiele przypadkowych osób – wtórował jej głos z innej części sali.
- Podobno odchodzi kolejna dobra lekarka. Jeśli tak, to moja mama już zapowiedziała, że więcej do tej przychodni nie pójdzie – denerwował się ktoś inny.
- A jaki jest sens angażowania lekarzy na 2 godziny dziennie? Jak taki lekarz ma poznać swoich pacjentów? Nic dziwnego, że ludzie uciekają.
To właśnie sprawa przenoszenia się pacjentów do innych placówek wzbudziła najwięcej kontrowersji. Z zestawień przygotowanych przez pracowników przychodni, wynikało bowiem, że w ostatnich latach ze SPZOZ ubyło wiele setek „dusz”.
- Dla pani liczy się tylko wynik finansowy. A tu chodzi o jakość usług. Trzeba zadbać o atmosferę i o to, by lekarze nie odchodzili. Zaproponować lepsze warunki – zwróciła się radna Barbara Kaczorek do dyrektor SPZOZ Marii Kurcz (na zdj.).
W tym miejscu warto zauważyć, że aby przychodnia publiczna zachowała swoją formę prawną musi mieć dodatni wynik finansowy na koniec każdego roku budżetowego. W przeciwnym wypadku, zgodnie z obowiązującymi przepisami, grozi jej likwidacja lub przekształcenie w spółkę prywatną. Stąd dbałość dyrektora o dodatni wynik finansowy należałoby raczej chwalić, niż ganić.
Nastroje ostudziła nieco informacja, niechętnie udzielona publicznie przez panią dyrektor, ze względu na poufność wynagrodzeń, że przeciętna stawka godzinowa dla lekarza w przychodni jest porównywalna do stawek w placówkach warszawskich, które oscylują pomiędzy 65 a 120 zł. Lekarze w Józefowie zarabiają zatem przyzwoicie.
Wypada jeszcze wspomnieć, że przychodnia jako jednostka publiczna jest finansowana tylko przez NFZ (nie jest dofinansowywana ze środków Urzędu Miasta) i nie powinna być porównywana z przychodniami komercyjnymi lub z przychodniami, które posiadają kontrakt z NFZ i dodatkowo mogą świadczyć usługi komercyjne. Tego typu placówki mogą sobie pozwolić na dużo wyższe stawki dla lekarzy, bo zarabiają na swoich usługach i je po prostu na to stać.
Wyjaśniła się również przyczyna spadku liczby pacjentów. Został on spowodowany przede wszystkim wprowadzeniem pełnej informatyzacji w NFZ, a co za tym idzie masowym czyszczeniem baz z pacjentów nieubezpieczonych, zmieniających miejsce zamieszkania, wyjeżdżających za granicę bądź zmarłych. Oczywiście zdarzają się również przypadki przenoszenia się do innych przychodni, zwłaszcza, że w Józefowie prężnie działają placówki niepubliczne. Zdaniem pani dyrektor, pozyskiwanie przez nie pacjentów odbywa się czasem w sposób, delikatnie mówiąc, nieelegancki.
- Wielu pacjentów jednak do nas wraca. Nie jest to kierunek tylko w jedną stronę. Dobrze się u nas czują, od lat mają tu swoich lekarzy. Nie jest bowiem prawdą, że mamy jakąś olbrzymią rotację – wyjaśniała po spotkaniu, poproszona przez nas o komentarz, dyrektor Maria Kurcz. - Od 2012 roku, kiedy zostałam dyrektorem, odeszło czworo lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, z czego dwójka na emeryturę. Mamy też bardzo dobrych specjalistów, w tym czterech z tytułem doktora nauk medycznych. Nie zgadzam się zatem z zarzutami o niskiej jakości usług.
Rzeczywiście, kilku lekarzy jest zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin. Na przykład, dwie panie doktor na etatach pracują w Centrum Zdrowia Dziecka, w przychodni zaś przyjmują popołudniami po dwie godziny. Czy to jednak wada, jeśli są to osoby jednocześnie zatrudnione w renomowanej placówce medycznej, z aktualną praktyką kliniczną?
Nie wiadomo też dokładnie, czym tłumaczyć niezadowolenie z dostępności do lekarzy pierwszego kontaktu. Według pracownic recepcji, właściwie każdego dnia zostają wolne numerki. Może nieco trudniej jest we wtorki, kiedy istotnie lekarzy jest mniej, jednak i wówczas nikt chory nie odchodzi z kwitkiem. Można też zapisywać się z wyprzedzeniem – dziennie zarezerwowane są na to 3 miejsca. Jeśli natomiast lekarz chce zobaczyć pacjenta w określonym terminie, to wypisuje kartkę z datą, którą należy w recepcji pokazać, by uzyskać zapis.
W biurze Rady Miasta poprosiliśmy o wgląd do protokołów ze spotkań z mieszkańcami. Miła pracownica nie była wprawdzie pewna, czy może je pokazać, jednak sprawdziła osobiście – temat przychodni uwieczniony został w jednym dokumencie.
- Pamiętam, byłam tam. Coś się o przychodni mówiło. Ale ludziom na takich spotkaniach zwykle najbardziej chodzi o utwardzanie dróg.
Naturalnie nie sposób wyrokować, że w pracy przychodni miejskiej nie ma żadnych minusów. Poza ich wypunktowaniem, należałoby jednak zgromadzić konkretne, zweryfikowane dane jako dowody, a tych najwyraźniej zabrakło. A może po prostu warto na bieżąco rozmawiać, rozwiewać wątpliwości i rozwiązywać problemy, zamiast co pół roku krzyżować miecze?
Na koniec wypada uspokoić radnych – starszy pan doktor opanował pracę z komputerem. Wystarczyło przeszkolenie z programu medycznego, który nie zawsze bywa przyjazny dla użytkownika.
Beata Krzemińska
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie