
Wybudowane wille Andriolli zaczął wynajmować letnikom, głównie ze świata kultury i sztuki. Słynne festyny, przejażdżki konne, kuligi, potańcówki, gry towarzyskie, koncerty orkiestr dętych i kameralnych, zabawy do białego rana czy spektakle teatralne i cyrkowe, a nawet pokazy sztucznych ogni organizowane przez niego odbijały się głośnym echem w prasie warszawskiej, stanowiąc dodatkową reklamę całego przedsięwzięcia.
Przenosząc się z Warszawy na wilegiaturę, zmieniano jedynie środowisko klimatyczno-przyrodnicze, pozostawiając zupełnie niezmieniony ubiór, sposób bycia, przyzwyczajenia i nawyki wielkomiejskie.
W latach 1887-88 i kolejnych kapryśny Świder podtapiał willowe ogrody, niszczył drewniane pomosty i most, podmywał brzegi, nie zahamował jednak działalności letniska. Z relacji Józefa Kotarbińskiego zamieszczonej w „Kłosach” w 1889 r. możemy się dowiedzieć o rejsie dwóch parostatków firmy Maurycego Fajansa z Warszawy do Karczewa i następnie hucznej majówce z bogatym programem artystycznym zorganizowanej dla ok. 360 osób w Brzegach: „Wycieczkę zorganizowało grono osób ze sfery literackiej i artystycznej, koło którego skupiła się porządna falanga naszej burżuazji [...]. Znalazłszy się na łonie przyrody, majówkowicze zabawiali się w gry towarzyskie, pląsali przy dźwiękach orkiestry Lewandowskiego, a potem pod dachem dużej werandy słuchali produkcji scenicznych, wykonanych przez grono amatorów. Niecierpliwsi, widząc że do kolacji daleko, drapnęli do Warszawy, ale większość, żądna wrażeń, doczekała się po północy pokrzepienia sił i żołądków, podziwiała fajerwerki i dźwięki śpiewaczej drużyny. Potem puszczono się w hoże pląsy, a przy blaskach wschodzącego słońca całe grono wracało do Warszawy.”
Jadwiga Waydel tak wspominała pobyt na letnisku w Brzegach: „W niedzielę zwykle zjeżdżało się moc gości z Warszawy, a wówczas w pogodne, letnie dni rozwieszano hamaki – nieodzowny wówczas rekwizyt każdego letniska. Spoczywały w nich panie zmęczone upałem w powiewnych, przybranych falbankami i koronkami szlafrokach; nad nimi rozpięte były parasolki. Nie starano się wtedy opalać, przeciwnie skrzętnie ukrywano ciało przed promieniami wiosennego lub letniego słońca.”
Oglądając nadświdrzańskie Brzegi, Bolesław Prus w swoich „Kronikach” zanotował: „Są to cacka, jakich Warszawa jeszcze nie widziała w tej ilości i rozmaitości. Budowane są przeważnie z drzewa [...] Każdy z nich bawi oko piękną formą, sztukaterią, rzeźbieniami, tapicerskimi ozdobami albo żywą barwą. Są to stacje jakby dróg żelaznych, altany, nawet kaplice zakończone wieżami spiczastymi, baniastymi, równoległościanami, niekiedy balkonami.”
Teren historycznych Brzegów Andriollego to rejon okolic dzisiejszych ulic: Zacisznej, Marusarzówny i Chrobrego. Swoim osiedleniem się nad Świdrem Andriolli dał początek rozwojowi letniska Świder. Po śmierci w 1893 r. majątek przejęli sukcesorzy i zgodnie z jego ostatnią wolą próbowano na tym terenie utworzyć sanatorium przeciwgruźlicze dla dzieci. Projekt ten miał realizować pionier w dziedzinie lecznictwa klimatycznego i sanatoryjnego w Polsce, prywatnie przyjaciel Andriollego, dr Henryk Dobrzycki. Niestety, ze względów finansowych nie doszło do jego realizacji. Spadkobiercy sprzedali indywidualnym nabywcom ziemię należącą do folwarku oraz samo letnisko.
W okresie międzywojennym „dworki” Andriollego służyły za ośrodek wypoczynkowy Związku Pracowników Poczt i Telegrafów, a po II wojnie światowej - aż do ok. 2005 r. - mieścił się tutaj Ośrodek Wypoczynkowy Związku Zawodowego Pracowników Łączności. Istniał wtedy jeszcze jeden drewniany budynek będący pracownią Andriollego.
Zwiedzając Dolinę Świdra w 1968 roku, dr Maciej Demel o legendarnym już letnisku Brzegi nad Świdrem napisał: „(...) po resztkach parku, po wykruszonych kamiennych schodach prowadzących do rzeki, porozrzucanych tu i ówdzie, zarośniętych chaszczami fundamentach dworku Andriollego prawie nic nie pozostało. Przebywający na tych terenach wczasowicze i kuracjusze nie wiedzą, że znajdują się na ziemi mającej swoją bardzo ciekawą historię, a nie miał ich nawet kto poinformować, bowiem po dawnych mieszkańcach Brzegów, znających tradycje miejscowości, nie ma śladu. Tradycję tę postarano się zresztą - nie wiadomo czemu - zniszczyć także w sposób administracyjny, likwidując całkowicie nazwę Brzegi i zastępując ją nic nie przypominającym mianem ulicy Zacisznej.”
Paweł Ajdacki
Na zdj. głównym: Dworek Andriollego w całej okazałości.
Czytaj także: W Brzegach u Andriollego (cz. 1)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie