
Jadąc lub idąc ulicą Borową w kierunku Europejskiego Centrum Zdrowia, mijamy po prawej stronie reszty dawnego ogrodzenia oraz fundamenty nieistniejących już budynków. Jest to pozostałość po jednej z najbardziej znanych otwockich placówek leczniczych. W tym miejscu znajdowało się słynne dziecięce Sanatorium im. J. Marchlewskiego, czyli przedwojenny "Olin".
Jego początki sięgają 1929 roku, kiedy to kierowany przez Aleksandrę Piłsudską Komitet Opieki Nad Najbiedniejszymi Mieszkańcami Warszawy i Podmiejskich Okolic "Osiedle" na wydzierżawionym od Magistratu m. st. Warszawy terenie utworzył Zakład Letniskowy dla Dzieci. W tym samym roku rozpoczęto budowę okazałego budynku zaprojektowanego przez Jana Koszczyc-Witkiewicza. W uznaniu zasług dla tworzonego zakładu, jakie wniosła Aleksandra Piłsudski, został on nazwany „Olinem”. Cezary Jellenta w „Sosnach Otwockich” opisując pawilon Olina przy Borowej, porównał go do aeroplanu: „Środek – niby pierś statku powietrznego, zakrokwiony w szczyt polski, przecina długą nawę o takimże łuku, wyrzuconą na prawo i na lewo skrzydłami.” Pierwszym kierownikiem „Olina” był dr Eugeniusz Mianowski. W głównym budynku mieściło się 250 łóżek dla dziewczynek, a dla 750 chłopców urządzano w okresie letnim miejsca w rozstawionych namiotach. Młodym pensjonariuszom zapewniano całodzienne wyżywienie i atrakcyjny program wychowawczy. Kilka lat przed wojną rozbudowano budynek główny i założono centralne ogrzewanie, co pozwoliło na jego funkcjonowanie przez cały rok. Po kilkumiesięcznej przerwie, spowodowanej działaniami wojennymi, na początku 1940 r. Zakład wznowił swoją działalność, realizując zmodyfikowany program o charakterze leczniczo-kondycyjno-wychowawczym.
Po zakończeniu wojny sanatorium zostało reaktywowane i znacznie rozbudowane dzięki pomocy Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. W końcu 1945 r. jego przewodniczący, dr Ulf Nordwall zwrócił się do władz polskich z propozycją wybudowania sanatorium i prewentorium dla dzieci chorych na gruźlicę. Projekt zakładu wykonał Mats Linnman. Od wiosny 1946 r. między Gdynią a Otwockiem krążyły ciężarówki z materiałami budowlanymi i sprzętem medycznym. Otwarcie pierwszego pawilonu na 40 łóżek nastąpiło we wrześniu 1946 r. w obecności premiera Szwecji dr. Eckeberga i dr. Nordwalla. Żołnierze szwedzcy zbudowali na obszarze 15 ha kolonię 34 drewnianych pawilonów wokół przedwojennego „Olina” i wyposażyli je w nowoczesny sprzęt gospodarczy i aparaturę diagnostyczną.
Odtąd w 4 oddziałach mogło się tu leczyć 300 dzieci z różnymi schorzeniami wewnętrznymi, dróg oddechowych i gruźlicy w wieku 0-15 lat. Było to największe sanatorium dla dzieci w Otwocku. W placówce zatrudniono personel szwedzki i polski, m.in. 30 byłych więźniarek z Ravensbrück, które odbyły 8 miesięczne przeszkolenie w Szwecji. Zaraz po II wojnie światowej w pracach nad odbudową i rozbudową sanatorium brali jeszcze udział: dr Gustaw Krakowski, dr A. Pankowska i dr M. Roszkowski. Do 1947 r. miało wspólny zarząd polsko-szwedzki, potem przeszło pod zarząd magistratu Warszawy. Pierwszym dyrektorem Polakiem został dr Emil Wartanowicz. W tym czasie pracował tutaj też repatriant ze Lwowa, twórca nowoczesnej europejskiej pediatrii, prof. Franciszek Groër. W sanatorium szczególnie dużo uwagi poświęcano problemom m.in. gruźliczego zapalenia mózgu i opon mózgowych oraz alergii gruźliczej. Dzięki pracującym w tym miejscu wybitnym lekarzom, otwarto filię warszawskiego Instytutu Gruźlicy.
W 1951 r. sanatorium liczy już 520 łóżek. W tym samym roku otrzymało też długo używaną nazwę Sanatorium Przeciwgruźliczego dla Dzieci im. J. Marchlewskiego. Tradycje prof. Groëra kontynuował specjalistyczny zakład ftyzjopediatryczny. W ramach tendencji centralistycznych, na początku lat 50-tych ubiegłego wieku, upaństwowiono wszystkie zakłady lecznicze i połączono je w Państwowy Zespół Sanatoriów Przeciwgruźliczych. Spadek zachorowań dzieci i młodzieży na gruźlicę kostno-stawową spowodował przeprofilowanie sanatorium na Wojewódzki Szpital Gruźlicy i Chorób Płuc dla Dzieci im. J. Marchlewskiego. W 1992 r. przeniesiono go do obiektu na terenie Centrum Leczenia Chorób Płuc i Gruźlicy (dawne Sanatorium im. H. Sawickiej) przy ulicy G. Narutowicza 80. Obok funkcji typowo leczniczych zadbano też o oświatę dla dzieci i młodzież, urządzając żłobek, przedszkole i szkołę podstawową (utworzoną w 1947 r.), w której na początku pracowała Helena Szaley, rodzona siostra Marii Skłodowskiej-Curie.
Paweł Ajdacki
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dzień dobry. Czytałam, że w powstawanie, a może i początkową działalność Olina, była też zaangażowana starsza siostra Marii Skłodowskiej-Curie - Bronisława. Czy celowo ją Pan pomija? Czyżby była to informacja niepotwierdzona?
Dzień dobry. Czytałam, że w powstawanie, a może i początkową działalność Olina, była też zaangażowana starsza siostra Marii Skłodowskiej-Curie - Bronisława. Czy celowo ją Pan pomija? Czyżby była to informacja niepotwierdzona?
Dzień dobry. Czytałam, że w powstawanie, a może i początkową działalność Olina, była też zaangażowana starsza siostra Marii Skłodowskiej-Curie - Bronisława. Czy celowo ją Pan pomija? Czyżby była to informacja niepotwierdzona?
Przebywałam tam w latach 1971-1974. Bardzo dobrze wspomninam ten czas i wspaniałą opiekę. Bezinteresowną źyczliwość i ciepło jakie otzymywaliśmy o całego personelu. Przypominam sobie, ż, kiedy przebywałam na Obserwacj iA był tam taki chłopiec może roczny może półtoraroczny miał na imię JASIO, którego nie odwiedzali rodzice, bo był n-stym dzieckiem i pamiętam, ż kochała go bardzo siostra oddziałowa .Traktowała go jak własna dziecko, uczyła chodzić, a jak wyjeźdźał na operację, to bardzo płakała. Była teź mała cyganka miała naimię Riwana, ją z kolei hołubiła inna pielęgniarka. Tak sobie myślę, ż teraz nawet w najbardziej luksusowej placówce chore dzieci by już nie otrzymał tej bezinteresownej miłości od ludzi którzy wcale nie byli dobrze wynagradzani i na pewno mieli duźo swoich trosk.
Przebywałyśmy więc tam razem, w tym samym okresie :-) Ja byłam na Obs. A przez 20 miesięcy od 72 r.. Jasio nazywał się Przepióra, starsze dzieci opiekowaly się tymi małymi. Pamiętam siostrę Stasię, Irenkę, Panią dr Truszczyńską, w szkole Panią nauczecielkę Ochnio i Panią Omieciuch. Chodzilismy na "Nowy teren" i na spacery na "Meran", wielka piaskowa góra w środku lasu. Z ogromnym sentymentem czytam wspomnienia osób, które przebywały w tym sanatorium, jako dzieci, bo to dla mnie duży wycinek mojego dzieciństwa. Opieka była bardzo dobra, ale też dzieci musiały szybko stawać się samodzielne.
Bardzo dziękuję pani za ten ostatni wpis i wpomnienia o swoim pobycie w latach 70tych, mnie jeszcze wtedy nie było na świecie. Oczywiście dziękuję też p. Ajdackiemu za ten artykuł. Wszystkiego dobrego
Ja bylam w tym sanatorium od stycznia do czerwca 1975 r. Bylam wtedy w 4 klasie. W pamieci zostal mi dlugi pawilon z salami mieszkalnymi. Sale te mialy od gory okna w srodku budynku, dzieki ktorym bylo wszystko widac, co sie dzialo w kazdej sali. Nie lubilam tam byc i plakalam czesto. Nie wspominam tego czasu dobrze. Pamietam tez, ze w sxkole, z jezyka polskiego, co tydzien pisalismy wypracowania z lektur. Zamiast tego mozna bylo pisac na dowolny temat. I ja ciagle pisalam na ten dowolny :))) W maju przejezdzal na obrzezach Otwocka Wyscig Pokoju. Cala klasa poszla dopingowac kolarzom. Jechali Szurkowski, Szozfa....
Byłam tam chyba w latach 1983-1986 (dostaliśmy jod do picia, bo akurat w Czarnobylu wybuchł reaktor). Pawilon był podzielony na pół (dzieci młodsze, w drugim chlopcy), miał fajna werandę z nietoperzami, a w niedziele moglismy chodzić do polożonego w lesie koscioła, gdzie młode zakonnice uczyły nas śpiewać. Pamiętam siostrę Janeczkę i siostrę Helenkę oraz jakiegoś pana wychowawcę (imienia zapomniałam), który miał naprawdę pasję do wychowywania, właśnie wrócił z Korei i pokazywał nam swoje albumy ze zdjęciami. Pamiętam też Gosię Strzemińska i cygankę Lidkę i że w niedzielę “otwierali nam telewizor z szafy i mogliśmy ogladać np. Pippi Lamstrung albo niewolnicę Isaurę :D Ogólnie źle nie było, tylko od domu daleko i strasznie tęskniłam.
Przebywałam.w sanatorium na przełomoe 1979/1980r. Pamiętam chłopca którego nikt nie odwiedzał. Taki blondynek. Niestety nie pamiętam jak miał na imię. Myślę że miał jakieś 3-3.5 roku. Rzeczywiście siostra oddziałowa bardzo się nim opiekowała i była bardzo serdeczna dla wszystkich. Ponieważ ja miałam wtedy 5 lat pomagałam temu chłopcu się ubierać a potem biegłam jeszcze do dziewczynki ktora miała chyba 2 latka żeby też jej pomóc. Pamiętam też sytuację jak nie mogłam połknąć proszka, który był w opłatku i siostra dyżurna zabroniła mi oglądać dobranocki. Tak było kilkakrotnie. Jak dowiedziała się o tym siostra oddziałowa to zrobiła raban i wpisała do karty "rozgniatać moździerzem"
Byłam w Sanatorium w Otwocku w 1971r. (nie mam pewności czy w tym sanatorium?). Nieustannie myślę o tym czasie, a w szczególności o uroczej wychowawczyni. Dostałam od Niej książeczkę "Jak Wojtek został strażakiem" z piękną dedykacją. Wiele bym dała, by jeszcze kiedyś zobaczyć panią Stanisławę, by podziękować za serce... K. Ale jak Ją odnaleźć? Teresa
Przebywałem tam w latach 1971 od września do maja 1972.bardzo mile wspominam. Mieszkaliśmy właśnie w takich barkach. Chodziliśmy do szkoły. Co niedziele do kapliczki. Pamiętam siostrę Ela Grzyb. Wychowawczyni Janeczka. Chodziłem wtedy do 6 klasy. Były różne kółka zainteresowań, ja nauczyłem się grać na flecie. Odwiedzali nas aktorzy, tacy jak F. Piłeczka. Z kolegów pamiętam. Adasia Misiurek. Tomka iJurka Symolon z koleżanek to Jola Izdebska z Miłosnej, Bożena Florek. Tereska z zamojskiego. Mile wspominam spacery po lesie z Panią wychowawczyni i cała nasza grupa. Na śniadanie zupki mleczne, ciszę poobiednie na werandzie latem zima w pokojach. Często i miłe wspominam pobyt w tej placówce. Pozdrawiam kuracjuszy z tego rocznika. Mirek. P
Czy ktoś był w sanatorium w 1989 IV oddział. Pozdrawiam
Tak, ja byłem na IV oddziale od końca czerwca do końca grudnia 1989 r. Dzisiaj piękne wspomnienia, wówczas tęsknota za domem. Serdeczność personelu, zabiegi, duże tabletki, przemiany w kraju, wycieczki do Warszawy, zbieranie grzybów, szachy i psoty. Ach...
Witam, ja byłem w pawilonie nr 2 z tego co pamiętam. I pamiętam jedno bardzo mocno,za wspólną bójkę między chłopakami od nas do 4 przenieśli chłopaka o imieniu Rafał, 4 była dla starszych ja miałem 7lat. [email protected] :)
Byłam tam kilka razy jak i na Moniuszki i było cudownie lasy piękne. Oddziały też mialy swój urok. Wychowawczynią była pani Wiesia Mam, Helenke też pamiętam, a u chłopców wychowawcą był Pan Świderski człowiek który pięknie grał na harmonii i fortepianie. Piękny to był czas
Byłam w 1982 roku, oglądaliśmy mundial, podczas którego nasi zdobyli brązowy chyba medal. Ale były emocje! Byłam tylko przez miesiąc, ale moja młodsza siostra spędziła tu pół dzieciństwa. Pamiętam pyszną młodą kapustę z kiełbasą i piękne wrzosowisko przy parkingu, które podziwiałam, kiedy przyjeżdżaliśmy odwiedzać siostrę. Byłam w tym miejscu dzisiaj, jadąc do ECZ, niestety sanatorium już nie istnieje. Wszystko popadło w ruinę. Szkoda, zamiast unowocześniać, państwo zaniedbało. Ale las pachnie tak samo pięknie...
Byłem tam od 1974r do 1977. Najpierw trafiłem na oddz 3, akurat był Mundial,a wychowawcą był szwed..później trafiłem na oddz Obserwacja A. Mnóstwo niezapomnianych wspomnień.
też byłem w latach 72-74 na oddziale 2 gdzie była wspaniała wychowawczyni Janeczka .Tak było tam wspaniale że po powrocie do domu wpadłem w depresje pamiętam innych dzieciaków z 2 rodzeństwo janke tchórz i Tadeusza tchórz Adama misiurka jurka dygana
Ja byłam w 1982 roku na oddziale 11 z piękną weranda gdzie leżkowałyśmy po obiedzie. Oddział znajdował się zaraz przy kaplicy i połączony był z oddz.9 i 10 łącznikiem ale tam nie mogłyśmy chodzić. Nasza 11 umownie podzielona była na 3 części: niemowleta, przedszkolaki i dziewczyny do 15 r.z. Chodziłam tam do szkoły, a lekcje trwały po 30 min. Nadrobilam wszystkie zaległości jakie mialam z powodu choroby. Były też po południu odrabianki na oddz gdzie nauczyciele pomagali nam nadrabiać materiał szkolny. Pamietam Pana dr Peksyka. Nauczyciele pielegniarki byli cudowni pelni miłości wrażliwości i ciepła. Też opiekowalysmy sie maluchami ja mialam swojego ulubieńca Arturka Zająca, którego traktowalam jak brata. Miałam też przyjaciółkę Malgosie Konce lub Kące niestety udusila się podczas napadu astmy. Czas ten wspominam z wielkim sentymentem, a dzięki spedzonym tam miesiącom zostałam pielęgniarką, a później fizjoterapeutka. Teraz uczę przyszłych fizjoterapeutów zawodu, a to wszystko dzięki tak dobrym ludziom, którzy uczyli i leczyli mnie. Byli i są dla mnie wzorem. Pozdrawiam
Byłam w tym sanatorium od lipca 1954 r. do marca 1955 r. Opiekę w tym ośrodku wspominam z łezką w oku. W tym czasie kontakt z rodzicami był bardzo ograniczony, ale opieka pielęgniarska była bardzo dobra. Jedyny mój problem z tego okresy był taki, że nie umiałam czytać.
Przebywałem tam około 1983/85, nie pamiętam dokładnie. Któregoś dnia podczas oczekiwania na badania zagadałem się z chłopakiem z innej grupy(bloku) i zostałem wraz z nimi zabrany gdzieś korytarzem pod ziemią do pomieszczenia pełnego ław i szaf, potem zapłonęło niebieskie światło które bolało. Pielęgniarze krzyczeli na mnie potem że mam niebieską piżamę a nie czerwoną. Ktoś ma podobne doświadczenia? Potem miałem ciężkie migreny. Teraz po przeszło 40 latach nie czuję bólu, nie mam węchu ani smaku od tamtego dnia.
Rok 1971 od lutego do sierpnia. Nie wiem czy to było opisywane sanatorium, bo ja pamietam duży murowany budynek . Same dziewczęta w wieku szkolnym, nie bylo tam ani niemowlakow, ani chlopcow. Oddział był na pierwszym pietrze, na dole jakjes gabinety i dentysta. Na przeciwko wielka weranda gdzie spałyśmy nawet w mrozy. Pamietam korzuchowe śpiwory. Szko£a by£a w innym budynku ( baraku ). Wychowawdzyni pani Zuzia i Lewczuk( nie pamietam imienia ), i najwspanialsza , pielęgniarka - siostra Obacz.
Witam Was wszystkich. Byłam w Sanatorium w 1982/ 82. Najpierwej przez okres wakacyjny byłam z siostrą w Teklinie, czekaliśmy na miejsce w Sanatorium. Niestety, nie pamiętam na którym byłam oddziale. Jedną w opiekunek była p Haus. Ona zapadła mi w pamięć. Pamiętam szkołę, zajęcia. Uwielbiałam p. Stasie, była moją wawczynią. Kto z Was pamięta popłuczyny, budzono nas VW środku nocy, szło kilka osób do łazienki, pielęgniarka dawała nam cienki wężyk, który połykaliśmy, strzykawką pobierało się zawartość żołądka . Wiem, drastyczne, z czasem dochodziło się do wprawy i szybciej można było wrócić do łóżka. Miło wspominam ten czas. Byliśmy zadbani, kochani przez personel.... Może uda mi się kogoś odnaleźć z tamtego czasu? Pamiętam jeszcze że były z nami w grupie bliźniaczki. Tak dawno to było....zatarło się wiele rzeczy.....
Też to pamiętam. Także to, że zabierano nas do laboratorium, podawano jakieś leki a później przyklejano nam do przedramienia kawałeczk folii i zamykano w pomieszczeniu z wysoką temperaturą. Później zdejmowano te fole i mierzono, ważono ilość potu na tej folii. Wtedy jako dzieci nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy....dzisiaj, jako dorosła, świadoma osoba, mogę stwierdzić, że prawdopodobnie byliśmy królikami doświadczalnymi. Że testowano na dzieciach leki. Te popłuczyczy....czy zastanowiło Cię po co??? Prawdopodobnie podawali leki a później badali to co wyciągnęli z żołądków. Niedziele odwiedzające były co dwa tygodnie. Żeby dzieci nie skarżyły się rodzicom. Zresztą kto uwierzyłby dziecku....zwłaszcza w takie rzeczy. Były i przyjemne chwile. Ale niestety te przykrości jakie tam doświadczyłam (mialam 10 lat) zapadły w pamięć już na zawsze. Gdy mama zabierała mnie po 6 miesiącach, usłyszała od lekarki, że może być tak, że nie będę mogła mieć dzieci. A to daje do myślenia....I potwierdza moje przypuszczenia o doświadczeniach na dzieciach!!!
Rafał, do końca 89. A to nie ciebie przenieśli za bójkę do 4? Pozdro
Oddział 11 chyba. Bardzo tęskniliśmy za domem i płakałam. 1982 rok.
Witam wszystkich. Ja w tym sanatorium spędziłam kilka lat, z krótkimi przerwami. Trafiłam tam w wieku niecałych dwóch lat. Ostatni mój pobyt trwał do ukończenia drugiej klasy szkoły podstawowej. Czyli mogły to być lata 66 - 74. Bywało różnie. Często płakałam, nikt mi nie tłumaczył dlaczego tu jestem. Tęskniłam za mamą (widywałam ją nie częściej niż jeden raz w miesiącu). Pamiętam jak w tzw. niedzielę odwiedzinową czekałam na tą najpiękniejszą panią - moją mamę. W tym sanatorium przeszłam kilka oddziałów - budynków. Raz nawet uciekłam - ale daleko nie uszłam - mogłam mieć wówczas 5 lat. W budynku - samolocie miałam wiele przeróżnych badań. Pamiętam panią stomatolog - z dziwnym, obcym akcentem (ciekawa jestem czy ktoś w Was ją pamięta). Pamiętam kapliczkę - bardzo mi się podobała - tam nauczyłam się wielu pieśni, które zostały mi do dzisiaj. Pamiętam salę kinową, szkołę, stołówkę dla personelu z dużym termometrem na którym lubiłam sprawdzać temperaturę, budynki, w których mieszkały niektóre pielęgniarki i wychowawczynie, murowany budynek kuchni, meleksy, lasy sosnowe wokół. I ten zapach młodych listków topoli rosnących wzdłuż alejek - do dzisiaj budzą we mnie nostalgię. Wiele lat temu odwiedziłam ten kompleks - kiedyś duże budynki - wydały mi się dziwnie małe. Dzisiaj w google zobaczyłam przerażający stan tych obiektów - trudno to zrozumieć, ale w sercu mnie zakłuło z żalu. Chcę bardzo tam jeszcze raz wrócić, przejść się alejkami, znaleźć ślady moich wspomnień z dzieciństwa. Nie wiem dlaczego - ale coś mnie tam ciągnie.
Witam ja przebywałem na oddziale 16 w latach 1975/76.Pamiętam wspaniałą panią wychowawczynię która przygotowała nas do występu w teatrze z okazji Święta służby zdrowia. Wspaniałe młode pielęgniarki Zuzia i Wiesia trzeciej imienia nie pamiętam , bardzo fajna pani oddziałowa oraz salowe pani Lodzia i pani Kozłowska której baliśmy się niewiadomo czemu.Nasza wychowawczyni poświęcała nam dużo czasu organizowała pracę plastyczne,garncarskie,pamiętam jak zabrała nas no pokazy baloniarske,były to balony oczywiście bez załogowe które wykonywali starsi koledzy z innych grup z biuły kolorowej i ogrzewali do lotu ciepłym powietrzem.Ale jednak tęsknota za domem rodzinnym była ogromna
Witam, Byłem na Obserwacji A w latach 1984-1985. Mam mnóstwo wspomnień: szkoła, odrabianie lekcji na oddziale (czasem z pomocą wychowawcy lub starszych kolegów), fizykoterapia, sklepik przy bramie wjazdowej, zabawy i gry (z chłopakami w piłkę, z dziewczynami w gumę), telewizor w szafie i wychodzenie z pokoju przez okno podczas ciszy poobiedniej, wycieczki całym oddziałem na Meran, do kina itp., niedzielna Msza św. i czas odwiedzin. Tęsknota za domem. Bywało różnie, jednak byliśmy ze sobą zżyci. Pamiętam jak podczas Wielkanocy 1984 kilkoro z nas nie mogło opuścić oddziału i pomagaliśmy przy maluszkach na Obserwacji B. Wspomnienie wielu osób zostały we mnie do dzisiaj - dr Truszczyńska, wychowawcy (w tym p. Stanisław Wilk), pielęgniarki (na czele z siostrą Grewkowicz) i współtowarzysze tej doli-niedoli: Tomek Wiktorowicz, Ania Biskup, Kasia Waga, Wojtek Włodarczyk, Tomek Oziębło, Mirek Dobroszkiewicz, Robert Matuszewski, jeszcze wielu innych. Mam nawet jedno, jedyne zdjęcie, zrobione obok takiej wielofunkcyjnej sali mieszczącej się niedaleko budynków szkolnych, przy okazji jakiegoś apelu, zabawy, występów czy czegoś podobnego.
Witam. 6 lub 7 miesięcy spędziłem w tym sanatorium w latach 1990-1991. Wspominam z nostalgią bezinteresowną serdeczność pielegniarek. Miałem 7 lat. Była tęsknota za rodzicami ale tez samodzielność (dzisiaj chyba nie do wyobrażenia). Praliśmy sobie bieliznę, prasowalismy mundurek dla Zucha. Prawdziwa szkoła życia za co jestem wdzieczny. Pamietam siostrę Zawadzką. Jej imię uleciało. Była wymagająca. Teraz za to dziekuję wtedy niekoniecznie. Poniżej wstawiam zdjecie z kaplicy. Może ktoś siebie rozpozna.
Tyle pięknych wspomnień. Przebywałam w sanatorium w roku 88/89 byłam w 6 klasie. Pamiętam bal studniówkowy klas maturalnych, przebrani byli w stroje z dawnej epoki. Pamiętam wyjazd na występ zespołu Gawęda do Warszawy. Przemycenie małego kotka do schowka na walizki. Pamiętam kanapki z żółtym serem i dżemem. Pamiętam niesamowitą Panią od plastyki, prawdziwą artystkę i Pana od rosyjskiego, mroczny był bardzo. Jakieś natryski w piwnicach, polowanie na karaluchy. Kasety Roxette, Pamiętam starszą dziewczynę, która słuchała the cure. Z pokoju pamiętam Mariolę z domu dziecka, która lunatykowała i Alę z Olsztyna. Jakiś teatrzyk robiliśmy, coś mi świta. Kąpiele w rzece Świder. Ten czas wspominam dobrze, niestety nadal choruję, często na oskrzela, płuca i zatoki. Wszystkich serdecznie pozdrawiam!
Dzień dobry! W sanatorium przebywałam przez trzy miesiące na początku roku 1990. Miałam wówczas sześć lat i pamiętam, że byłam w grupie starszych dzieci, które opiekowały się tymi młodszymi. Miałam ulubioną koleżankę Gabrysię, kolegę Michała, ale pamiętam również inne dzieci. Szczególnie zapamiętałam mojego małego trzyletniego "braciszka" Krzysia. Utworzyałam na FB grupę dla osób, które także przebywały w sanatorium. Zapraszam serdecznie! https://www.facebook.com/groups/1184313806220799
Byłem tam przez rok szkolny w 1962 r Byłem wtedy w drugiej klasie podstawówki. żle to wspominam, Mama przyjeżdżała i stała przy siatce i tak mogłem z nią rozmawiać kiedy byłem na obserwacji. Miałem wtedy wysoką gorączkę. Po 3 miesiącach było już dużo lepiej i zostałem przeniesiony na normalny oddział ale nie pamiętam numeru. Musiała być to niezła trauma jeśli pamiętam różne szczegóły podczas gdy innych rzeczy spoza sanatorium nie pamiętam wcale. Wyzdrowiałem i nigdy tam nie byłem i nie będę. Miałem fajnych kolegów.
W sanatorium spędziłem rok od czerwca 1974 do czerwca 1975 chyba na oddziale 4. Prowadziliśmy spokojne życie -szkoła, zawody sportowe, kino, klub, kościół. Rrodzice przyjeżdżali co niedzielę więc niespecjalnie tęskniłem. Wyjątkiem były święta kiedy większość kolegów pojechała na przepustki do domów a nas garstka świętowała z wychowawczynią, pielęgniarką i paniami z kuchni. To nie były wesołe święta ani Bożego Narodzenia ani Wielkanocne. Panie wychowawczynie, pielegniarki, kucharki wspaniałe osoby a naj, naj była pani Omieciuch, nauczycielka. Wspominam ten rok z sentymentem mimo rozłąki z rodziną.