Reklama

Fikuśny poliglota. Świąteczna, otwocka bajka o wiklinowych rzeźbach, odc. 3

Odcinek 3: „Najpierw fikuśne newsy, teraz fikuśne piski” - westchnęłam pobłażliwie -  „Próbujcie dalej, ale ja nie dam się obudzić!”. Szybko się znowu podrapałam i zastygłam w bezruchu. Przemknęła mi tylko przez głowę myśl: „ Ach te komary, a jednak jednemu się udało…”  i pośpiesznie odpowiedziałam:  

- A właśnie, że tak! Ja już śpię! -  a raczej odburknęłam.

Poczułam, że tym razem coś mokrego polizało mnie po nosie. Nie mam w domu zwierząt, więc niechętnie mruknęłam: „ Nie wiem o co chodzi i nie chce wiedzieć. Dobranoc!”

-  A właśnie, że dzień dobry! - coś odpowiedziało przekornie.

-  A właśnie, że dobranoc! -  syknęłam i szybkim ruchem naciągnęłam kołdrę aż na czoło.

- Good morning! -   zagadał po angielsku i z wprawą, błyskawicznie ściągnął mi ją z głowy.

Zacisnęłam oczy najmocniej jak mogłam i unosząc dumnie głowę do góry odpowiedziałam wyniośle:

-  Good bye! 

Pragnęłam zanurzyć się ponownie w błogi sen, by odwiedzić przyjacielskie delfiny w fontannie pałacu Bielińskich w Otwocku Wielkim słuchając barokowego koncertu, a tu znowu:

- Hello baby! – głosik naśladował teraz filmowego amanta, po czym jakimś cudem zerwał ze mnie całą kołdrę. Szybko przykryłam twarz poduszką i podduszonym głosem oświadczyłam:

-  Adio amico!

Obróciłam się na brzuch i z uporem znieruchomiałam.  Wtedy to coś zaczęło chodzić po mnie i gilgotać mnie w plecy. 

- Buon giorno bella! - zaintonował fikuśny poliglota i łachotał mnie dalej bez litości.

 Bąbel po komarze strasznie mnie zaswędział.

- Niżej… -  wycedziłam, czując nieodpartą potrzebę by mnie podrapał.

- Tu? – zapytał.

- Wyżej…

- Tu?

- Bardziej w prawo… 

- Mówi się poproszę, baby! – zachichotał sadystycznie

- Poproszę… -  wycedziłam bo czułam, że był blisko

- Tu?

- Bardziej w lewo…  

- Tu! – krzyknął z satysfakcją.

- Tak… – jęknęłam poddańczym głosem, gdy nareszcie go trafił.

- Acha! Mam go! A jednak któryś komar cię wczoraj dziabnął! Współczuję - zaśmiał się wdzięcznie po raz pierwszy i przestał mnie drapać.

Bąbel swędział mnie dalej i wiele bym dała, żeby mnie znów podrapał. „ Wiele, ale nie moje bajkowe sny. To nigdy, przenigdy!” -  pomyślałam sprytnie licząc owieczki  - „… 21, 22, 23, 24. Przeczekam” - pomyślałam, stosując technikę pozytywnego myślenia - „Umysł nad materią zwycięży”.

- Ja nie zamierzam wstawać! -  powtórzyłam pewnym  głosem.

- A ja nie zamierzam spać! -  oznajmił władczo.

Coś zaczęło skakać koło mnie po łóżku, a ja z nim odbijałam się teraz od materaca jak piłka i razem unosiliśmy się w powietrze. To była fajna zabawa, ale twardo trzymałam fason i w zaparte odgrywałam rolę śpiącej  księżniczki. Ledwo to skakanie się skończyło, zaczęło się szuranie, to po prawej , to po lewej stronie materaca. Następnie coś zaczęło mnie szturchać w nogę. Potem stukanie przeniosło się na podłogę i hałasowało ile wlezie na parkiecie, obok łóżka.

Wciśnięta w poduszkę umierałam z ciekawości, ale nawet nie wychyliłam nosa.  Zaczęłam chrapać zabawnie i lekko wysunęłam głowę spod poduszki. Usłyszałam obok zadyszany oddech. Fala rosnącej ciekawości rozbiła się w mojej głowie na drobniutkie znaczki zapytania i wybuchnęłam:

-  Kto tu jest, u licha! -  ale zamiast odpowiedzi usłyszałam:

 - O sole mio! -  amator karioki zawył na całe gardło.

Skoczyłam na łóżku, aż poduszka poszybowała pod sufit i spadła na podłogę. Leżałam teraz na plecach z rękami przylepionymi wzdłuż mojego ciała i ze zwiniętymi dłońmi w piąstki.  Oczy nadal oczywiście trzymałam honorowo zamknięte, jak mogłam najszczelniej. „ Co za typek, o  nie, nie poddam się!” -  powtarzałam sobie, kompletnie  tracąc wiarę w co mówię - „Będę walczyć do końca… „ - i roześmiałam się sama z siebie.

Ale aspirant wokalista z operowej zagrody dla piejących kogutów też nie dawał za wygraną.

- „Ci-icha noc”…

„ Cicha to on była, ale zaczyna się ładnie” – pomyślałam oddając się świątecznemu nastrojowi.

Ale głosik rozkręcał się na dobre i wydzierał się coraz bardziej: „Ciao ciao Bambina”, a potem „ We are the children”, a potem, „Kochał piesek jeżową pannę”, „Miłość ci wszystko wybaczy”, a na koniec poleciał Traviatą w wersji mandaryńskiej. Fałszował ile się dało, wyraźnie bardzo z siebie zadowolony.

Gdy skończył się ten cyrk, zapadła cisza. Pomyślałam:  „Ale odlot!” . Głos odpowiedział, jakby czytał w moich myślach.

-  Podobało się? Nie możesz zaprzeczyć, że mam ciekawy repertuar i wielki talent.

- Jakbyś zaczął szczekać, to byś wypadł jeszcze lepiej -  palnęłam ot tak.

Zapadła krępująca cisza.

- Spoko baby! Rozmawiasz z profesjonalistą. Może masz racje. Nigdy w siebie nie wierzyłem. Dzięki,  od dzisiaj będę pięknie szczekać!

I wtedy to coś zaczęło lizać mnie z wdzięczności chropowatym językiem po całej twarzy. Tego już było za wiele. W tym momencie udawanie że śpię, na nic się już nie zdawało bo ja śmiałam się i chichotałam, aż mi się cały brzuch trząsł. Z impetem podniosłam się i usiadłam na łóżku z prędkością sprężyny. Zaczęłam przecierać sobie oczy rękami z niedowierzaniem.

Usłyszałam, że głosik szczekając  radośnie biegł w dół po schodach w pośpiechu. Gdy wreszcie otworzyłam oczy, zauważyłam, że za oknem padał śnieg. Wstałam i z ciekawości pobiegłam za nim. Schody oświetlało cieplutkie, letnie słońce. Gdy znalazłam się na dole, zobaczyłam go już przy wejściu do przedsionka. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Patrzyłam tylko na jego połowę, ale to wystarczyło by  go rozpoznać. Wesoło krzyknęłam:

- Co ty tu robisz?

cdn               

Majka Schabenbeck

Otwock, przesilenie zimowe, 23 grudzień 2021


 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do