
Kilkuletnia Irenka Krzyżanowska dobroci nauczyła się w Otwocku, od ojca lekarza. Upominany, by nie chodził do chorych na tyfus plamisty, gdy wszyscy pozostali lekarze odmawiali wizyt, powtarzał: Trzeba podawać rękę każdemu, kto jest w potrzebie! - I niestety stało się najgorsze, zaraził się i po kilku dniach zmarł, osierocając żonę i siedmioletnią córeczkę.
W Otwocku Irenka doświadczyła też obcowania z dziećmi żydowskimi. Bawiła się z nimi, odwiedzając je i zapraszając do domu przy Szopena, w którym, gdy ojciec żył, przyjmował pacjentów a bardziej chorych zatrzymywał na kilka dni. Irenka na całe swoje życie zapamiętała też otwockie sosny, a szczególnie jedną. Tę opodal domu, na którą wdrapywał się trochę starszy od niej Jurek Czaplicki i śpiewał. Po latach został znanym na świecie barytonem.
Po nagłej śmierci ojca, mama Irenki trwała w Otwocku jeszcze trzy lata. W 1920 roku (wojna polsko-bolszewicka, brak pracy i pieniędzy) pani Janina spakowała manatki i z córeczką wyjechała do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie mieszkał brat, Ksawery Grzybowski. Tu Irena ukończyła gimnazjum i zdała maturę. Tu też poznała swego przyszłego męża, Mieczysława Sendlera. Do Warszawy pojechała studiować prawo na Uniwersytecie, ale po dwóch latach przeniosła się na polonistykę. W 1931 roku wyszła za mąż za Mieczysława Sendlera. Wtedy też rozpoczęła pracę w pomocy społecznej – w sekcji Pomocy Matce i Dziecku przy Obywatelskim Komitecie Pomocy Społecznej.
Zaczęła pomagać Żydom długo przed powstaniem getta warszawskiego. W grudniu 1942 świeżo utworzona Rada Pomocy Żydom „Żegota” mianowała ją szefową wydziału dziecięcego. Jako pracownik ośrodka pomocy społecznej miała przepustkę do getta, gdzie nosiła Gwiazdę Dawida na znak solidarności z Żydami oraz jako sposób na ukrycie się pośród społeczności getta. Współpracowała z polską organizacją pomocową działającą pod niemieckim nadzorem i zorganizowała przemycanie dzieci żydowskich z getta, umieszczając je w przybranych rodzinach, sierocińcach prowadzonych przez zakonnice, pogotowiach opiekuńczych. Uratowała wiele istnień.
Swoim dzieciom nie zwierzała się po wojnie. Nikomu zresztą nic nie opowiadała. Pracowała nadal na rzecz dzieci, m.in. tworzyła domy sierot, powołała Ośrodek Opieki nad Matką i Dzieckiem - instytucję pomocy rodzinom bezrobotnym. I jak podaje Wikipedia : „Dane jej było doświadczyć, równie ciężkich jak ze strony gestapo, prześladowań komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Straciła dziecko (urodziło się ono przedwcześnie i zmarło). W PRL zupełnie o niej zapomniano, co może zdziwić, bo przecież kierowany przez nią zespół uratował od zagłady dwa razy więcej Żydów niż znany na całym świecie Oskar Schindler”.
- Nasze mieszkanie odwiedzali różni ludzie. Mama zamykała się z nimi w pokoju i rozmawiali. Kiedy ją pytałam kto to, niezmiennie odpowiadała: znajomi z lat wojny – wspomina córka Janina Zgrzembska, którą do Otwocka na rozmowę o jej mamie zaprosiła na moją prośbę Barbara Stocka. Siedząc przy kawie w jej biurze przy Sosnowej 7, mówiliśmy kilka godzin o Irenie Sendlerowej. Dziś znanej i uznanej.
- Kiedyś, a był to początek lat sześćdziesiątych, zapytałam mamę:
Co ty zrobiłaś złego, że tak cierpimy? Nic nie odpowiedziała. Jej wojenna przeszłość odsłoniła się przede mną i bratem dopiero w roku 1965, gdy mamę uhonorowano medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Mówię odsłoniła, bo nie od mamy się o jej działalności dowiedziałam. Była niezwykle skromna a przy tym zawsze zapracowana. W domu tylko nocowała. I taki paradoks: pomagała wszystkim dzieciom świata, ale dla swoich nie było już czasu. Ojciec nami się też nie zajmował szczególnie, bo miał charakter naukowca i mola książkowego, czym nas na szczęście zaraził. Byt mieliśmy zapewniony. Dbała o nas gosposia, robiła zakupy, gotowała, sprzątała… Dla mamy doba miała za mało godzin. Trudziła się dla innych do tego stopnia, że zachorowała i kiedy ją odbierałam z sanatorium pod koniec lat sześćdziesiątych, lekarz powiedział, że mama musi bardzo się oszczędzać. Ma różne dolegliwości. I leżała. Mieliśmy mamę pod opieką. Aż przyszedł marzec roku 1968. Do mamy doszły wieści, że prześladują Żydów, że na uczelniach wrze, że są wiece… Zadzwoniła do swojej byłej łączniczki i mówi: Jaga biją Żydów. Czas zakładać znów Żegotę, czyli Radę Pomocy Żydom. Wstała z łóżka i już do ostatnich swoich dni chodziła w miarę swoich sił. Chodziła lepiej, gorzej, ale chodziła.
Ostatnie sześć lat spędziła w domu opieki u braci bonifratrów w Warszawie. Tak chciała. Zapewniona opieka medyczna w dzień i w nocy dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Jednocześnie przyjmując różnych swoich gości, nie czuła skrępowania, że komuś z nas przeszkadza, burzy porządek dnia, naraża na zajmowanie się nimi. Wolała być, jak przez całe swoje życie, niezależna i nie sprawiająca komuś kłopotu - ocenia córka Janina.
Na pytanie Barbary Stockiej, jak pani Irena odebrała fakt nie przyznania jej Nagrody Nobla, choć była nominowana, córka z uśmiechem i bez zastanowienia odrzekła: - „Moim Noblem - mówiła zawsze mama - są tysiące uratowanych dzieci. To moja nagroda i radość największa. A z innych cenię sobie bardzo list od Jana Pawła II, tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” i Order Uśmiechu od dzieci. A przecież została też Damą Orderu Orła Białego, została odznaczona Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Komandorskim Odrodzenia Polski. Nie wspominając o Honorowych Obywatelstwach różnych polskich miast-wymieniała córka.
Również Otwock, niestety już pośmiertnie, nadał pani Irenie w 2010 roku tytuł Honorowego Obywatela i na pani Janiny ręce prezydent Zbigniew Szczepaniak wręczył klucz do miasta. - Jest też społeczna inicjatywa, by w mieście, gdzie wszystko się zaczęło, zbudować pomnik ku czci pani Ireny Sendlerowej, dłuta znanego rzeźbiarza z Otwocka, Ryszarda Kozłowskiego. Jest już nawet gotowa makieta. Co pani na to?- zapytała Barbara Stocka.
- Moja mama ma już prawie 30 pomników. Są to szkoły, które noszą jej imię, a znajdują się w Polsce, Niemczech. Anglii, Brazylii, jej imię otrzymało też Gimnazjum Nr.2 w Otwocku. To najpiękniejsze pomniki. Ale miło, że społeczność Otwocka, który zawsze mama wspominała z łezką w oku, ma takie pragnienie - odrzekła pani Janina.
Na następne spotkanie umówiliśmy się już podczas odsłaniania pomnika w Otwocku, jego makietę pani Janina obejrzała w pracowni rzeźbiarza Kozłowskiego.
Andrzej Kamiński
PS. Jeżeli zainteresowała Państwa postać Ireny Sendlerowej - związanej niegdyś z Otwockiem - odsyłam do książki autorstwa Anny Mieszkowskiej pt: „Dzieci Ireny Sendlerowej”, wydanej przez wydawnictwo MUZA.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie