Reklama

Rzeczpospolita Covidowa

28/01/2022 16:18

Na stronie internetowej Sejmu pojawił się nowy projekt ustawy „o szczególnych rozwiązaniach dotyczących ochrony życia i zdrowia obywateli w okresie epidemii COVID-19” (druk 1846 z 27 stycznia br.). Nakłada on na pracownika obowiązek testowania, a pracodawcy daje prawo do sprawdzenia czy testowany pracownik nie jest zarażony koronawirusem. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak jesteśmy w trakcie pandemii, gdyby nie fakt, że jeśli zaczniemy się uważnie wczytywać w jego zapisy, to zaczynamy odnosić wrażenie, że absurd goni za absurdem.

Spróbujmy się bliżej przyjrzeć tym zapisom… Otóż, na ich podstawie, pracodawca będzie mógł żądać od pracownika, w terminie wyznaczonym (z wyprzedzeniem nie krótszym niż 48 godzin) i nie częściej niż raz w tygodniu, podania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2 wykonanego nie wcześniej niż 48 godzin przed jego okazaniem. Oznacza to, że pracownik, będzie miał de facto obowiązek przeprowadzenia testu co najmniej raz w tygodniu. Jeśli zarazimy się w pracy, będziemy mogli otrzymać nawet 15 tysięcy zł odszkodowania od koleżanek lub kolegów z pracy, którzy nas zarazili, a którzy… nie poddali się testowi na COVID-19. Mało tego, jeśli pracodawca nie skorzysta z prawa do żądania wykonania testu (co najmniej raz w tygodniu) przez zatrudnionych u niego pracowników, wówczas to on, decyzją wojewody, zapłaci 15 tysięcy odszkodowania zakażonemu pracownikowi… Jak pisze jedna z osób na FB: to „świetny sposób na zarobek (…) a i niejednego, nielubianego kolegę można załatwić”. 

W jaki sposób pracownik będzie wiedział, od kogo się zaraził i kogo ma obciążyć ewentualnym roszczeniem finansowym, projekt ustawy nie precyzuje. Pal sześć, jeśli będzie to mała, kilkuosobowa, rodzinna firma, w takim przypadku prawdopodobieństwo wytypowania zarażonego delikwenta, jest hipotetycznie dość duże. Gorzej, jeśli będziemy mieli do czynienia z korporacją, która zatrudnia kilkaset, a może nawet kilka tysięcy ludzi. A co jeśli zarazimy się od kuriera, od którego odebraliśmy firmową przesyłkę lub pani Jadzi wydającej posiłki w fabrycznej stołówce? Czy z chwilą wejścia w życie ustawy będziemy zmuszeni prowadzić „dziennik kontaktów”, czy też wspaniałomyślnie zrezygnujemy z „dochodzenia” kto był nosicielem wirusa w pracy. A może nie zechcemy po nie sięgnąć, w imię naszej „koleżeńskości” lub dlatego, że po prostu nie wypada? Długo już żyję na tym świecie i zaręczam Wam, że na to bym nie liczył… Ludzie są różni, a stosunki w pracy też nie zawsze układają się idealnie, a kilkanaście tysiączków piechotą nie chodzi!

Co ciekawe, projekt ustawy zakłada, że pracownik, który nie poddał się testowi diagnostycznemu w kierunku SARSCoV2, nadal będzie świadczył u pracodawcy pracę na dotychczasowych zasadach i nie będzie z tego względu delegowany do wykonywania pracy poza stałe miejsce pracy bądź wykonywania pracy innego rodzaju, jednak będzie się musiał liczyć z zobowiązaniem do zapłaty świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia wirusem SARSCoV2. No dobrze… ale zanim zapłaci, zanim otrzyma tzw. „tytuł wykonawczy”, dalej będzie mógł przychodzić do pracy i zarażać! To przecież absurd!

I kolejna rzecz… W terminie 7 dni od dnia otrzymania wniosku pracownika, który zostanie zarażony, pracodawca będzie zobligowany do zweryfikowania, czy wśród pracowników, z którymi miał kontakt, znajdują się osoby, które nie poddały się testowi diagnostycznemu w kierunku SARSCoV2. To oznacza, że całą odpowiedzialność w tym przypadku, ustawodawca zrzuca na pracodawcę. Prawdę mówiąc - już teraz współczuję pracownikom kadr, którzy nie otrząsnęli się jeszcze z szoku spowodowanego „Polskim Ładem”, a już muszą się przygotować na kolejne wyzwanie i całe stosy papierów do wypełnienia.

I jeszcze jeden „kwiatek”… Przyznanie świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia wirusem SARSCoV2 będzie następowało w drodze decyzji, od której stronom, tj. wnioskodawcy oraz pracownikowi obowiązanemu do uiszczenia świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia wirusem SARSCoV2, przysługiwał będzie wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy oraz prawo do wystąpienia ze skargą do sądu administracyjnego. Gratuluję pomysłu! W sądach zawalonych mnóstwem spraw, które już dzisiaj pracują na granicy wydolności, sprawy o odszkodowanie za zarażenie w pracy, będą się ciągnąć w nieskończoność.

Zastanawiam się też, na jakiej podstawie autorzy „tego prawnego gniota”, bo inaczej nazwać go nie sposób, zakładają, że najczęściej zarażamy się w pracy? Czyżby istniały na ten temat jakieś badania? Ja, bynajmniej o takich nie słyszałem. A co z transportem publicznym, gdzie w jednym tramwaju czy autobusie, podczas niemal każdego kursu trafia się przynajmniej kilka osób całkowicie ignorujących posiadanie maseczki, a 1/3 pasażerów, mimo że pandemia trwa już prawie dwa lata, nie nauczyła się ich poprawnie nosić i z podziwu godną głupotą, zasłania maseczką tylko usta? Dlaczego nikt nie egzekwuje noszenia maseczek w transporcie publicznym? Dlaczego nie stosuje się w tym przypadku sankcji finansowych?

Ustawodawca każe nam się testować i… dobrze! Pytanie tylko gdzie, skoro do aktualnie funkcjonujących punktów już stoją kolejki, a możliwość testów antygenowych w aptekach ogranicza się raptem do 64 w całym kraju, na ponad 13 tysięcy funkcjonujących placówek. Dlaczego tak mało? Odpowiadam. Dlatego, że rządzący znów zapomnieli odpowiednio się do tego przygotować. Prezes Związku Aptek Franczyzowych, w piśmie z 25 stycznia do ministra zdrowia zwraca uwagę, że nie ma dokładnych procedur, które miałyby tę usługę regulować, a w efekcie wielu farmaceutów nie wie jak wdrożyć testowanie i nie ma pewności, jak wpłynie to na funkcjonowanie apteki. I jeszcze jedna kwestia: kto zapłaci za czas, w którym pracownicy będą wykonywali testy? Pracodawca, pracownik, państwo?

W II kwartale ubiegłego roku, liczba osób pracujących w Polsce sięgnęła 17 203 000 osób, czy możecie szanowni Czytelnicy sobie wyobrazić, co będzie, gdy ta armia ludzi, raz w tygodniu zgłosi się na testy? I jak długie będą kolejki do punktów wymazu? I kolejne pytanie: czy testy, które będziemy zobowiązani przedstawić pracodawcy, to mają być testy antygenowe czy PCR, bo te ostatnie (najdokładniejsze) wykonywane są aktualnie tylko w laboratoriach. Odpowiedzi, próżno szukać w projekcie ustawy, a szkoda bo świadczy to o tym, że ustawodawca szykuje nam kolejną legislację, która nie dość, że  w wielu zapisach będzie „martwa”, to w dodatku nie rozwiąże żadnego problemu.

O tym, że rząd PiS nie ma pomysłu na walkę z pandemią, wiadomo nie od dziś. Aby nie urazić swojego elektoratu, składającego się ze sporej rzeszy antyszczepionkowców i zachować stabilność - i tak już chwiejących się słupków poparcia - próbuje sięgać po rozwiązania, które nie dość, że nie  rozwiążą problemu, to jeszcze bardziej podzielą i skłócą społeczeństwo. Procedowany projekt ustawy zakładający oficjalne istnienie systemu „donosicielstwa” z pewnością się temu przysłuży, a wprowadzenie go w życie będzie oznaczać - nic innego - jak zrzucenie  odpowiedzialności za rozwój pandemii na obywateli.

Procedowany projekt ustawy, to przykład popadania z jednej skrajności w drugą. No chyba, że chodzi o to, by projekt został odrzucony przez większość sejmową i są to tylko  pozorne działania, które mają pokazać, jak PiS-owski rząd walczy z pandemią? To wszystko brzmi jak zły sen, gdyby nie to, że dzieje się naprawdę.

Andrzej Idziak

 

 

 

 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do