
Zniszczenie karty do głosowania w referendum jest karalne. Ale odmowa jej pobrania - już NIE! Będąc w lokalu wyborczym, można - po prostu - jej nie przyjąć i nie grożą nam za to żadne konsekwencje. Gdy podejmiemy taką decyzję, obwodowa komisja wyborcza odnotuje ten fakt w spisie wyborców i po sprawie!
Takie informacje przekazał sędzia Sylwester Marciniak, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej na konferencji, którą zorganizowano, by odnieść się do medialnych spekulacji jak można zbojkotować referendum planowane przez PiS, równolegle z wyborami do Sejmu i Senatu. Przypomnijmy… Decyzja już zapadła. Jesienne referendum odbędzie się 15 października 2023 roku, a więc tego samego dnia, co wybory parlamentarne.
Abstrahując od tego, że treść pytań referendalnych, w pierwszej kolejności, powinna przedstawić PKW, a nie przedstawiciele partii rządzącej, to sam zamiar jego przeprowadzenia w dniu najważniejszych wyborów w Polsce świadczy o tym, że PiS, podobnie jak za inne sprawy, również i za tę, zabiera się od d… strony.
Zacznijmy od pytań. Czy te, które nam przedstawiono, znajdziemy na karcie? Niekoniecznie. Raz już przecież, po ich przekazaniu do publicznej wiadomości, uległy zmianie. Zmodyfikowane, wcale nie brzmią lepiej! Były przewodniczący PKW, Wojciech Hermeliński, określił je jako „porażające”, a wypowiadając się o ich poziomie, użył sformułowania, że „jest taki, że wstydziłby się głosować w tym referendum”. Prawdę mówiąc, podzielam tę opinię. Ewidentnie widać, że przy ich formułowaniu, „partyjna dyspozycyjność” wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Pytania są nie tylko niejednoznaczne, ale zawierają z góry przyjętą, polityczną tezę, która sugeruje „poprawną” odpowiedź. Zapomniano, że pytania referendalne powinny być precyzyjne, zrozumiałe i że nie powinny utrudniać jednoznacznej odpowiedzi. Muszą też dawać jasność, czy wynik głosowania ma charakter wiążący, czy tylko opiniodawczy. I na koniec, dlaczego mamy odpowiadać tylko na te cztery pytania i akurat w tych kwestiach? W ocenie wielu, nie są one ani kluczowe dla przyszłości kraju, ani najważniejsze ze społecznego punktu widzenia.
Na domiar złego, odpowiedź na czwarte z nich, dzisiaj jest już jasna... Udzielił jej eurodeputowany Robert Biedroń, informując, że otrzymał oficjalne stanowisko Komisji Europejskiej, z którego wynika, że „Polska, z uwagi na przyjęcie uchodźców z Ukrainy, ma prawo być zwolniona z przymusowej relokacji". O takim scenariuszu mówiło się zresztą od jakiegoś czasu. Jeszcze w czerwcu, informowała o tym brukselska korespondentka RMF FM. Po co więc straszyć migracją do Polski tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki? Czyżby PiS miało w tym jakiś cel?
Całkowicie absurdalnym pytaniem jest pytanie o likwidację bariery na granicy z Białorusią. Kto niby miałby się tego domagać i po co? Całkowicie inną kwestią, jest natomiast problem właściwego zabezpieczenia wschodniej flanki Unii Europejskiej, ale to raczej temat na długie dyskusje w gronie specjalistów od bezpieczeństwa, niż pytanie do zwykłego Kowalskiego.
Pytanie drugie o podniesienie wieku emerytalnego zostało sformułowane tak pokrętnie, że w zasadzie nie wiadomo, czy bardziej chodzi w nim o to, w jakim wieku mamy prawo iść na emeryturę, czy też ktoś chce przypomnieć nam wcześniejsze regulacje w tej sprawie? A jeśli tak, to po co o to pytać, skoro wyborcy już raz się na ten temat wypowiedzieli głosując w poprzednich wyborach na Prawo i Sprawiedliwość… Tak na marginesie, wszystkie opozycyjne partie uszanowały ten wybór Polaków i z tego co wiadomo, żadna nie zamierza tego zmieniać.
I na koniec, pierwsze pytanie o wyprzedaż państwowego majątku, bodaj czy nie najważniejsze. Byłoby zasadne, gdyby było… prawdziwe. Dzisiaj Polsce rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość bardziej zagraża ono samo, niż zagraniczny kapitał. A gospodarce bardziej przydałoby się profesjonalne zarządzanie, a nie chaos i amatorszczyzna.
Temat referendum jest więc jedynie „tematem zastępczym”. Ma wzmocnić przekaz partii władzy i podgrzać emocje w politycznym sporze bezpośrednio przed wyborami. To referendum czysto wyborcze, w którym tak naprawdę chodzi jedynie o… pieniądze, które mają zwiększyć szanse PiS na wygraną. Odblokowane publicznych środków na promocję tego wydarzenia, doda PiS-owi paliwa na prowadzenie kampanii wyborczej. To pułapka, w którą została wciągnięta nie tylko opozycja, ale i my wyborcy. Od tego jak zachowamy się przy urnach zależy, czy ten chytry plan rządzących się powiedzie.
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie