
Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Mielcu (woj. podkarpackie) zadeklarował, że Prawo i Sprawiedliwość jest za wydłużeniem obecnej kadencji samorządowców o pół roku. Wszystko przez to, że jesienią 2023 roku zbiegną się terminy wyborów do polskiego parlamentu i organów samorządu. Tyle że o tym, iż tak się stanie, było już wiadomo pomysłodawcom projektu od samego początku. Jak ówczesne decyzje mogą wpłynąć na bieg wyborów? Postanowiłem zatem przeanalizować ten temat, który jest istotny także z punktu widzenia powiatu otwockiego, w kilku wybranych aspektach.
Zamiast 4 lat kadencji, 5 – kontekst wydarzeń
W 2018 roku Prawo i Sprawiedliwość wydłużyło kadencje samorządowe z 4 na 5 lat. Tym samym wybrani w ostatnich wyborach m.in. radni, wójtowie, burmistrzowie i prezydenci sprawują swoje funkcje nie do jesieni 2022 roku, a teoretycznie do jesieni 2023 roku. Dlaczego teoretycznie? W niedzielę, 4 września na spotkaniu w Mielcu prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że zostanie wydłużona o pół roku. - To z powodu tego, że zbiegły się wybory i to jest niewykonalne, żeby przeprowadzić na raz wybory samorządowe i parlamentarne – tłumaczył. Ma to związek z tym, że na jesień przyszłego roku przypada konstytucyjny termin wyborów do sejmu i senatu.
Co istotne, o tym, że terminy te nałożą się było wiadomo już w trakcie składania projektu ustawy wydłużającego kadencję o rok – z 4- na 5-letnią. Jasnym więc było, że problem zbiegnięcia się terminów trzeba będzie prędzej czy później w jakiś sposób rozwiązać.
Wybieraliśmy samorządowców na 5 lat, a nie 5,5 roku – kontekst prawny
Przy omawianiu zagadnienia kadencyjności, warto przywołać pojęcie „ciszy legislacyjnej”. Oznacza ona, że przed wyborami nie można dokonywać istotnych zmian w prawie wyborczym oraz, że nie mogą one nastąpić na sześć miesięcy przed wyborami. Wydawałoby się więc, że czas nagli. Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 3 listopada 2006 roku (K 31/06) odnosząc się co do „istotności zmian” wskazywał na: „wielkość okręgów wyborczych, wysokość ewentualnych progów wyborczych w systemie proporcjonalnym i przyjęty system ustalania wyników wyborów (przeliczania głosów na mandaty)”. Z drugiej strony w wyroku z 26 maja 1998 roku (K 17/98) TK stwierdził, że zasada kadencyjności samorządowych organów stanowiących jest normą konstytucyjną. Podstawowym celem praw wyborczych w demokratycznym państwie jest umożliwienie obywatelom udziału w kierowaniu sprawami publicznymi. Niezbędnym warunkiem dla realizacji tego celu jest zapewnienie, aby wybory odbywały się okresowo, w określonych przez prawo terminach. TK podkreślił, też że ewentualne zmiany długości kadencji powinny wywoływać skutki pro futuro (na przyszłość). Przedłużeniu może ulec dopiero kadencja następująca po tej, w trakcie której sejm zmienił przepisy.
Obowiązująca w prawodawstwie polskim zasada kadencyjności ma wyjątki są ściśle określone. W tym wypadku wyjątek jest on dokładnie jeden – ogłoszenie stanu nadzwyczajnego. Pozwala on na wydłużenie kadencji organów samorządu terytorialnego na czas trwania stanu nadzwyczajnego oraz 90 dni po jego zakończeniu (art. 228 ust. 7 Konstytucji RP).
Wybory do parlamentu zarządza prezydent RP nie później niż 90 dni przed upływem końca kadencji sejmu. Ta rozpoczęła się 12 listopada 2019 roku. Wybory powinny się zatem odbyć między 15 października a 5 listopada 2023 roku. Z kolei zarządzenie wyborów samorządowych leży w gestii Prezesa Rady Ministrów. Zarządza je nie wcześniej niż cztery miesiące i nie później niż trzy miesiące przed upływem kadencji rad. W tym wypadku kadencje rozpoczęły się 21 października 2018 roku, a zatem ich koniec dobiega – w obecnym stanie prawnym – 21 października 2023 roku.
Wybory samorządowe należy opóźnić – kontekst organizacyjny
W wywiadzie udzielonym „Dziennika Gazety Prawnej” przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak powiedział, że, jego zdaniem, wybory samorządowe należy opóźnić. Wskazywał tu m.in. na zagrożenia związane z finansowaniem i przebiegiem obu kampanii oraz na to, aby wyniki były uznane przez wszystkich, a także ewentualną możliwość masowego kwestionowania wyników wyborców. Na ten ostatni argument zwracał też uwagę mec. Marek Markiewicz, gość Polsat News. Poza tym należałoby także odpowiednio dostosować lokale wyborcze. Z pewnością ułatwieniem nie byłaby także ilość kart, jaką w trakcie głosowania musieliby wypełniać wyborcy. Przy zbiegu obu terminów byłyby to: karta do sejmu (dużego formatu z listą kandydatów poszczególnych komitetów), karta do senatu (z reguły formatu A4, mniejsza liczba kandydatów), a ponadto karty do rad gmin, powiatu, sejmików wojewódzkich i do wyboru wójta, burmistrza lub prezydenta, z wyjątkiem miast na prawach powiatu, gdzie nie wybiera się rad powiatu. Wyjątkiem jest Warszawa, gdzie wybiera się natomiast kandydatów do rad dzielnic. Brzmi to dość skomplikowanie. Patrząc jeszcze na to, że najwięcej głosów nieważnych oddawanych jest w trakcie wyborów samorządowych, przemawia to za przełożeniem terminu tych wyborów. Z kolei z ekonomicznego punktu widzenia tańsze byłoby zorganizowanie wyborów w jednym terminie, tylko czy taniej zawsze oznacza lepiej?
Sprawy lokalnej społeczności na drugim planie – kontekst społeczny
Gdyby terminy wyborów parlamentarnych i samorządowach zbiegłyby się w jednym terminie z pewnością wielu polityków mogłyby się skupić raczej na walce politycznej na szczeblu krajowym, zapominając przy tym o kwestiach problemach lokalnej społeczności. - Jeżeli my zasłonimy wyborami parlamentarnymi wybory samorządowe, to (...) skończy się to tym, że to partie polityczne będą dzielić również stanowiska przede wszystkim w wyborach samorządowych – mówił w Polsat News dr Artur Bartosiewicz. - Komitety lokalne (...), które w mniejszych miejscowościach mają istotne znaczenie, one miałyby znacznie trudniejszy proces dotarcia z informacją do obywateli – dodał. Nie bez znaczenia jest także aspekt przygotowania budżetów samorządów – czas popandemiczny, wojna na Ukrainie i wciąż rosnąca inflacja.
Prezent czy niedźwiedzia przysługa? - kontekst polityczny
Obecnie rządzący przekonują, że zmiana terminu wyborów to konieczność. Warto spojrzeć na to zagadnienie z różnych perspektyw. Z jednej strony, dla polityków Prawa i Sprawiedliwości może być to swego furtka bezpieczeństwa. W przypadku, gdy któremuś z kandydatów nie powiedzie się w wyborach do sejmu czy senatu, będzie mógł startować do wyborów samorządowych, a w efekcie być dalej w polityce, tyle że lokalnej. Poza tym prawdopodobnie trudniejsze może być kandydowanie do parlamentu krajowego, bo nieudanej próbie w wyborach do samorządu. Ponadto PiS (Zjednoczona Prawica) osiągał lepsze wyniki w wyborach do parlamentu (możliwość samodzielnych rządów) niż do samorządu. Z drugiej jednak strony politycy PiS, w zależności od punktu widzenia, dali prezent lub niedźwiedzią przysługę swoim oponentom. Ci, już niedługo będą musieli podjąć decyzję, czy ruszać do świata „wielkiej polityki” czy sobie odpuścić. W ostatnim czasie w większych miastach i aglomeracjach najczęściej wygrywa obecna opozycja. Zatem taką decyzją Prawo i Sprawiedliwość pozwoli rządzić „złym” prezydentom Warszawy, Poznania, Wrocławia czy Gdańska związanym z Platformą Obywatelską kolejne pół roku. Dotyczy to także innych włodarzy z Lewicy, Polskiego Stronnictwa Ludowego czy ugrupowań niesympatyzujących z PiS-em. Jednak politycy opozycji mówią już, że to obecnie rządzący rozgrywają terminami w taki sposób, aby zapewnić sukces wyborczy swojej partii. Ci odpierają zarzuty mówiąc, że to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich stron sceny politycznej. Zapewne wydłużenie kadencji najbardziej na rękę nie jest Konfederacji czy Polski 2050, które mają najmniej reprezentantów w samorządach lub nie mają ich wcale.
To organizować te wybory w jednym terminie czy nie?
Takie pytanie nasuwa się z pewnością po przeczytaniu tego tekstu. Organizacyjnie i społecznie – tak. Prawnie – są wątpliwości. Jednak też trzeba pamiętać, że zapewne ten tekst i ten problem nie powstałby, gdyby już w 2018 roku pomysłodawcy zaproponowali, jakie mają rozwiązanie w sytuacji nałożenia się terminu wyborów parlamentarnych i samorządowych. Niemniej wszystko wskazuje na to, że członków rad gmin, powiatów oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów wybierzemy wiosną 2024 roku – pojawia się termin 7 lub 14 kwietnia. A na jakiej podstawie? Według zapowiedzi projekt jest gotowy, więc pewnie dowiemy się wkrótce. Jednak może warto byłoby rozpocząć dyskusję o kwestii ujęcia kadencji samorządów w Konstytucji RP lub uwzględnienia tego, że zmian nie można w kadencyjności nie można dokonywać na przykład w okresie roku przed planowanym terminem wyborów?
Jedno wydaje się być pewne – chyba dla każdej ze stron sporu – to najważniejsze wybory od lat, skoro kampania oficjalnie się nie rozpoczęła, a już przeszło rok przed wyborami reprezentanci wszystkich opcji politycznych wyruszyli w objazd po Polsce.
Sebastian Rębkowski
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie