Reklama

Zaklęcia Fikusia. Świąteczna otwocka bajka o wiklinowych rzeźbach

Odcinek 6. Podczas gościny w Świdrze wiklinowy piesek zdradza fundamentalne prawa społeczności wszechświatów. Znacie je?...

Zza firanki okna kuchennego zaczęło zaglądać ciepłe południowe słońce, a po szybie spływały znikające płatki śniegu.

Siedzieliśmy przy stole trzymając się za rękę i łapkę, ja i wiklinowy piesek. Czas na chwilę przestał istnieć - lubi płatać takie figle. Trudno to wyjaśnić, ale czasem taka magia się wydarza.

Ocknęłam się po chwili i patrząc mu głęboko w oczy zapytałam:

- Ale skąd ty to wszystko wiesz?

- Jestem aktywistą w sprawach międzyplanetarnej świadomości ekologicznej - powiedział dumnie prostując grzbiecik. - Paradoksalnie obcięto piękną wiklinę, by dać mi tym razem życie w mojej ziemskiej powłoce, a to do czegoś zobowiązuje. Ziemia, to system naczyń połączonych, każdy każdemu jest za coś wdzięczny i wszyscy powinni o tym pamiętać.

Wyraźnie wzruszony uniósł brwi do góry i głęboko wzdychając prawą łapką dotknął swojego serduszka, lewą podniósł do góry ze wskazującym pazurkiem skierowanym w stronę sufitu i wymachując nim zdecydowanym głosem kontynuował :

- Harmonijna współpraca to dla każdego klucz do sukcesu, a egoistyczna rywalizacja to gwóźdź do trumny dla wszystkich – opuścił łapki, a splecione pazurki oparł na małym wydętym brzuszku. - Babcia Maga i święty Mikołaj nazywają je fundamentalnymi prawami społeczności wszechświatów i zawsze to podkreślają.

- „Wężykiem, wężykiem” – przerwałam żartobliwie i dalej z powagą wsłuchiwałam się w słowa wiklinowego mędrca.

- Ja, z solidarności i wdzięczności za tej pięknej rośliny poświęcenie, postanowiłem, że więcej nie urosnę – dodał z dumą w głosie. – Urodziłem się z wyboru malutkim pieskiem z duszą olbrzyma i to jest dopiero wyzwanie dla odważnych. Nie szata zdobi pieska. Zbyt duże ego to klatka dla duszy, niczym ser w pułapce na myszy. Moja boska esencja pochodzi z botanicznej wikliny, ciało jest dziełem artysty, a praca nad wybujałym ego świetnie wpływa na rozwój nie tylko człowieka. Kto powiedział, że musi być łatwo? Trzeba zawsze znaleźć jakiś kompromis i przede wszystkim docenić to co się ma.

- Fajnie się ciebie słucha Fikusiu… – pogłaskałam go czule po łepku, aż rozkosznie oblizał pyszczek języczkiem - … lubię takie prawdziwe bajeczne historie. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś kochane babcie i dziadkowie, w ich bajkowych opowieściach, z czułością przekazywali nowym pokoleniom i z wielką maestrią, cenną wiedzę o życiu, opartą na doświadczeniach. Była przepełniona miłością i troską o dzieci i fajnie się do niej zasypiało.

- Naprawdę tak było? To wielka sztuka opowiadać bajki wypływające ze szczerego serca…– powiedział poważnie.

- Teraz mamy np. Google, brzęczy digitalnie, ale jest kompletnie obojętny komu i co odtwarza. Sztuczna inteligencja gada jak do ściany co zapamiętała, ale nigdy nie doświadczyła i nie doświadczy. A to wielka różnica! Wielu dzisiaj nie docenia tych starych, sprawdzonych metod na szczęśliwe dzieciństwo, na które nie trzeba było zaciągać kredytu i nigdy się nie rozładowywały. Co się z nami dzisiaj stanie i jak poczujemy się zagubieni, gdy nagle zabraknie prądu?… - popatrzyłam zmartwiona na pieska… i z emocją w głosie powiedziałam. - Przepraszam, że tak się rozgadałam, ale jak byłam mała to bardzo marzyłam o takiej babci i dziadku. A teraz mam ciebie… – dodałam z rozczuleniem w głosie - … więc nie traćmy czasu, opowiadaj dalej, proszę, opowiadaj!

- Chętnie opowiem ci więcej, ale może nieco później. Jestem jeszcze w fazie życia dziecięcego, a do dorosłości nie jest mi aż tak śpieszno, więc co tu będę się wymądrzał tracąc czas potrzebny na cenną naukę - powiedział wymijająco patrząc na zieleninkę.

- No to może jeszcze jeden? – wskazałam na talerzyk i szepnęłam pod nosem. – Nigdy nie przypuszczałam, że dzieci mogą mieć tyle mądrości w sobie do przekazania, zanim dorosną… Gdyby tylko ludzie umieli się nawzajem słuchać…

- Naprawdę mogę? - zapytał radośnie nie komentując ani słowem tego, co wyszeptałam i spuścił główkę. Łypał oczami, to na mnie, to na listek - To… ten… zielony? - był teraz tak rozbrajający w swojej niepewności i cichutko dodał: – Poproszę…

Mój gość coraz bardziej mnie fascynował. Chwilami zachowywał się jak małe dziecko, a chwilami jak dojrzały superman. Do tego miał wspaniałą zdolność szybkiego zmieniania złego nastroju na dobry.

- No to chrum i smacznego! – poczęstowałam go i przybliżyłam do niego talerzyk.

Aż skoczył z radości. Chwycił listek i zaczął się nim bawić. Podrzucał go w powietrze i łapał, gdy spadał w piruecie.

- „Zielono mi i kocham botanikę… oh yeah……” – udawał, że gra pazurkami na gitarze cały skulony w sobie, aż mu czuprynka zasłoniła przymrużone ślepka – „ O królowo, dla ciebie tracę głowę… oh yeah!” – i ledwo kończył to zawodzenie w stylu soul, a już darł się jak zwykle rytmicznie na 4/4 pełnym folkiem - „Śnieżek sypał sobie biały, listeczki fruwają, ptaszki wkrótce zaćwierkają, cuda się zdarzają. Te iglaste, te liściaste, drzewa kolorowe. Wiosna, lato, jesień, zima, miłaś ty mi miła. Woda, ogień i powietrze, lecz bez Ziemi nic nie będzie. Z nich ten świat jest zbudowany, oby żył tu zdrowo wiecznie – wiklinowe to zaklęcie!” – śpiewał beztrosko, szczęśliwy jak ktoś zakochany.

– Ziemia to niesamowicie fascynujące miejsce – kontynuował, już tylko rytmicznie przytupując tylnią łapką - nie sposób się nią znudzić. Zawsze marzyłem by móc na niej spędzić trochę czasu - znieruchomiał, spojrzał na ostatni listek, na mnie, a potem w stronę okna i szepnął. – Został już tylko ten, czerwony – miał teraz smutną minę. – Samotność to jak świat, któremu wyrwano z życia wiosnę.

- Tak, życie bez nadziei, to jak życie bez marzeń - powiedziałam z nutką smutku w głosie.

- A ja właśnie mam nadzieję! – krzyknął piskliwie w porannym stylu, lecz natychmiast opanował emocje i sensualnym głosem latynoskiego amanta dodał - … Nie zrozum mnie źle, ale wiesz… jestem szaleńczo zakochany…. również w pewnej… mniejsza z tym, to delikatna sprawa…

Dwoma wskazującymi palcami zrobiłam krzyżyk na ustach, dając znak, że dochowam tajemnicy i nadstawiłam ucha….

Cdn.

Majka Schabenbeck

Otwock, styczeń, 2022

Zdjęcia: Majka Schabenbeck

Wyrób cukierniczy: Grażyna Matuszewska

Autor rzeźby pieska z wikliny: Jakub Potasiński


 

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do