
W warszawskiej kawiarni „toMY” w al. Jerozolimskich 42, która jest prowadzona przez Fundację Leny Grochowskiej, w ramach cyklu „to porozmawiajMy”, odbyło się wczoraj spotkanie, którego gościem specjalnym był Leon Myszkowski (Myszkovski), syn Justyny Steczkowskiej i jej męża, architekta Macieja Myszkowskiego. W rolę dziennikarzy zadających pytania wcielili się podopieczni fundacji - osoby z niepełnosprawnościami.
Leon Myszkowski, entuzjasta sportu, aktywnego trybu życia, podróży i wędkowania, ze swadą opowiadał o swoim życiu i karierze zawodowej. Mimo młodego wieku (24 lata), jest już autorem własnej książki kulinarnej. Przez kilka lat prowadził również bloga, gdzie dzielił się swoją pasją kulinarną oraz opowiadał o podróżach i modzie. Jego kulinarne fascynacje dały mu przepustkę do takich programów jak: „Hell's Kitchen", „Dzień Dobry TVN" czy „Pytanie na śniadanie", w których opowiadał o swojej miłości do gotowania.
W wieku 16 lat na dobre związał się ze sceną muzyczną jako DJ. Rozwijając swoją pasję jako producent muzyczny, Leon kontynuuje także swoją karierę solową, współtworząc duet Mike & Laurent, znany głównie z występów podczas wydarzeń i festiwali telewizyjnych.
Fragment tej rozmowy publikujemy poniżej…
- Czy jesteś już tak popularny, że ludzie rozpoznają Cię na ulicy?
- Raczej nie. Może dlatego, że nie rzucam się oczy… (śmiech). Chodzę normalnie ubrany, można powiedzieć, że nie wyróżniam się niczym specjalnym z tłumu, bo i po co?
- Czy - poza ciężką pracą - masz swoją receptę na sukces?
- Myślę, że w dążeniu do osiągnięciu sukcesu ważna jest determinacja i niegubienie z oczu celu. To bardzo istotne, bo gdy się o tym zapomni, to w pewnym momencie zatrzymujesz się i zadajesz sobie pytanie, w jakim kierunku podążasz i na czym ci właściwie zależy. Natomiast kiedy skupiasz się na celu, łatwiej go osiągnąć.
-A Ty czujesz, że coś już w życiu osiągnąłeś, czy masz poczucie, że dopiero jesteś na początku tej drogi?
- Szczerze mówiąc, myślę, że jeszcze nie… Z drugiej strony, ciężko określić, co tak naprawdę jest definicją sukcesu. Bo przecież dla każdego, to pojęcie oznacza zupełnie coś innego. Wszystko zależy od naszej ambicji i celów, jakie sobie stawiamy w życiu. A przecież bywa tak, że kiedy już zrealizujemy nasz cel, to zaraz na horyzoncie pojawia się inny, jeszcze trudniejszy. I tak przez całe życie. Panuje taki pogląd, że dopiero - gdzieś koło czterdziestki - można mówić o prawdziwym spełnieniu zawodowym, więc jeśli o mnie chodzi, to wszystko jeszcze przede mną (uśmiech).
- Masz problem, że większość ludzi kojarzy Cię z Twoją Mamą?
- Nie, broń Boże (uśmiech), przecież to zupełnie naturalne…
- Na co - Twoim zdaniem - w życiu szkoda czasu?
- Na pewno na bezsensowne „zamartwianie się”, co jest naszą narodową domeną i z czym spotykamy się na każdym kroku, na politykę i… media społecznościowe. No chyba, że są nam one do czegoś potrzebne i zajmujemy się nimi z zawodowego obowiązku.
- Czy bycie DJ-em jest trudne?
- Jeżeli się jakąś pracę lubi, to na pewno nie jest ona trudna. Tak jest również w moim przypadku. Oczywiście ma to swoje dobre i złe strony. Plusy są takie, że to ja decyduję ile pracuję, co ma oczywiście bezpośredni związek z tym - ile zarabiam. Druga kwestia wiąże się z czasem kiedy pracuję. DJ rozpoczyna zwykle pracę w nocy i kończy nad ranem, więc można powiedzieć, że notorycznie jestem na… „nocnej zmianie”. Dodatkowo cały czas gdzieś się przemieszczam, więc muszę liczyć się z tym, że dużą część swego życia spędzam w rozjazdach, poruszając się między klubami w małych i dużych miejscowościach. Myślę, że to jest „super praca”, jak jest się młodym. Kiedyś na pewno nastąpi ten moment, że będę musiał ją zmienić. Kiedy? Zobaczymy, czas pokaże…
- Gdzie się widzisz za dziesięć lat?
- To trudne pytanie i nie umiem na nie sensownie odpowiedzieć. Ale mam takie marzenie, że widzę się kiedyś, jak stoję na scenie podczas Ultra Miami Festival. Wtedy na pewno czułbym się spełniony zawodowo.
- Czego się najbardziej boisz w życiu?
- Chyba najbardziej boję się utraty bliskich.
- Jedna z rzeczy, którą zmieniłbyś wokół siebie…
- To by było w sumie kilka rzeczy (uśmiech). Przede wszystkim chciałbym, żeby ludzie nauczyli się słuchać siebie, bo to jest ważne i chyba nawet ważniejsze od „gadania”. Jest wielu ludzi, którzy umieją mówić, ale zdecydowanie mniej tych, którzy umieją słuchać. Chciałbym też by zamiast walczyć czy spierać się o różne bezsensowne sprawy, ludzie zaczęli się bardziej kochać, bo spory i wojny do niczego nie prowadzą. I bardzo chciałbym, żebyśmy lepiej się rozumieli, a mniej oceniali, bo dzięki temu świat na pewno byłby lepszy.
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie