
Po niesłychanie emocjonującym meczu, pełnym nieoczekiwanych zwrotów akcji, podopieczne Grzegorza Ankiewicza pokonały w ubiegłą sobotę (29 lutego br.) na własnym parkiecie ChKS Politechnika Łódzka 31:24 (11:14).
Pojedynek z Chojeńskim Klubem Sportowym był dla karczewskich szczypiornistek najprawdopodobniej najważniejszym spotkaniem ligowym w tym sezonie. Od jego wyniku zależało, czy zespół ma jeszcze realne szanse na opuszczenie dolnych rejonów tabeli, a co za tym idzie utrzymanie się w I lidze piłki ręcznej kobiet. Walka o pozostanie na zapleczu Superligi jest bardzo zacięta i trudno jeszcze dzisiaj wyrokować, które dwa zespoły zostaną zdegradowane po zakończeniu sezonu do niższej klasy rozgrywkowej. No może poza drużyną AZS-u Uniwersytet Warszawski, której los z zerowym dorobkiem zwycięstw na koncie wydaje się już przesądzony. Kto do niej dołączy jednak nie wiadomo i jak mawiał klasyk: „dopóki piłka w grze, wszystko się może zdarzyć”.
CHKS przed meczem w Karczewie - po szesnastu rozegranych spotkaniach - plasował się tylko oczko wyżej nad naszą drużyną, co stanowiło zapowiedź, że stawka tego pojedynku będzie wysoka. Wygrana dla zawodniczek z Łodzi oznaczała oddalenie się na bezpieczną odległość od strefy spadkowej, dla karczewianek zaś podtrzymanie nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone i szanse na marsz w górę tabeli są jak najbardziej możliwe. Obstawić wynik tego spotkania było trudno nawet bukmacherom, tym bardziej, że szczypiornistki z Karczewa uległy łodziankom w spotkaniu wyjazdowym tylko jedną bramką. Nic więc dziwnego, że przedmeczowe emocje na trybunach hali karczewskiego MOSiR-u sięgały zenitu.
Atmosferę napięcia dało się wyczuć również na parkiecie, gdzie od pierwszych minut spotkania zawodniczki obu drużyn grały dość nerwowo, próbując kontrolować grę i nie pozwalając przeciwniczkom na zyskanie wyraźnej przewagi. Świadczy o tym fakt, że do niespełna 10. minuty tej rywalizacji utrzymywał się wynik 4:4. Pięć minut później na prowadzenie wyszły karczewianki, które odskoczyły łodziankom na 2 trafienia. Taka sytuacja miała miejsce do połowy pierwszej odsłony meczu, kiedy to zawodniczkom Politechniki udało się doprowadzić do remisu 7:7. Podopieczne trenerów Grzegorza Ankiewicza i Tomasza Lubasa grały jednak ze świadomością, że ten pojedynek trzeba wygrać za wszelką cenę, dlatego dziesięć minut przed końcem pierwszej połowy przycisnęły swe rywalki i znów wyszły na prowadzenie, mając na koncie dwie bramki więcej. Tej przewagi niestety nie udało się im dowieźć do przerwy... Kilka niecelnych podań, niewymuszonych błędów, moment dekoncentracji na parkiecie i łodzianki w 25. minucie doprowadzają do remisu 10:10, by chwilę później prowadzić już 14 do 11. W pierwszej połowie lepsze więc okazały się łodzianki i to one mogły udać się do szatni z podniesioną głową. Swoją drogą owe ostatnie pięć minut pierwszej połowy w meczach rozgrywanych przez MKS Karczew w tym sezonie, to już jakiś regularnie powtarzający się scenariusz. 20-25 minut pierwszej odsłony meczu karczewianki grają świetnie i przeważają na boisku, by w ostatnich 5 minutach całkowicie spuścić z tonu i oddać inicjatywę przeciwnikowi. Warto by się zastanowić, dlaczego tak się dzieje... Ale to raczej materiał do przemyśleń dla trenera i całego sztabu szkoleniowego.
W drugą połowę meczu karczewskie szczypiornistki weszły świetnie. Nie tylko błyskawicznie odrobiły straty, ale już w 3. minucie prowadziły z łodziankami 15 do 14. Dwie minuty później co prawda zawodniczki z Łodzi znów doprowadziły do remisu 15:15, ale karczewianki nie zamierzały ustępować i panując nad tym, co dzieje się na parkiecie, nie pozwoliły odskoczyć łodziankom na większą liczbę trafień. W dziesiątej minucie tablica świetlna znów pokazywała remis 17 do 17. Przełamanie piłkarek MKS-u nastąpiło trzy minuty później. Stało się tak za sprawą rozgrywającej Karczewa - Edyty Korcz, która tego dnia rozegrała naprawdę fenomenalne spotkanie. Imponowała nie tylko zadziwiającą skutecznością, aż 9 razy wpisując się na listę strzelców, ale również celnością podań. W drugiej połowie meczu to ona była prawdziwą liderką karczewskiego zespołu, która dała swojej drużynie sygnał do zwycięstwa. Od niespełna 18. minuty do końca spotkania trwała już prawdziwa kanonada na bramkę CHKS-u. Dwie minuty przed końcem pojedynku karczewianki prowadziły już ze swoimi rywalkami 8 trafieniami. Celnie punktowały Asia Wójcik (6 bramek) i Ola Gałązka (5 bramek), ale warto podkreślić i pochwalić postawę całego zespołu, który rozegrał tego dnia naprawdę dobre spotkanie. Pierwszy raz od dłuższego czasu widać było na parkiecie doskonałą grę i zaangażowanie zawodniczek właściwie każdej formacji. To był MKS Karczew z wcześniejszych lat, dominujący na parkiecie, skuteczny i napędzany wolą zwycięstwa.
Wygrana z ChKS Politechnika Łódzka oczywiście na razie niczego nie przesądza, a sytuacja zespołu w tabeli nadal jest trudna, ale z taką motywacją do gry, jaką karczewianki pokazały w spotkaniu z łodziankami, można mieć nadzieję, że wygranie jeszcze dwóch meczów, które pozwolą drużynie na utrzymanie się w I lidze, staje się jak najbardziej możliwe. Trzymamy więc kciuki i życzymy powodzenia!
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie