
W sobotniej kolejce 1. ligi kobiet w piłce ręcznej, po emocjonującym i pełnym sportowej dramaturgii spotkaniu, MKS Karczew uległ na własnym parkiecie wiceliderkom tabeli -piłkarkom KS AZS AWF Warszawa: 24:26 (13:15). Walka o zwycięstwo w tym meczu toczyła się do ostatnich minut i gdyby nie poziom sędziowania, wzbudzający momentami sporo kontrowersji, kibice mogliby się czuć w pełni usatysfakcjonowani.
Takie pojedynki, jak ten, które zawodniczki obu drużyn rozegrały wczoraj w hali Miejskiego Ośrodka Kultury i Sportu w Karczewie, to w sportowej nomenklaturze przysłowiowa „wisienka na torcie”. Takie mecze przyciągają kibiców, sponsorów i media. O takich spotkaniach pisze się, że przechodzą do historii. I coś w tym jest, bo kiedy mamy przyjemność oglądać kawał dobrej piłki ręcznej, kiedy widzimy, że nasze dziewczyny zostawiają na parkiecie całe swoje „serducho”, to nawet przegraną z wyżej notowanym rywalem, można odbierać jak zwycięstwo.
Karczewscy kibice, wczoraj, po zakończonym meczu, nie mieli powodów do narzekań. Dziewczyny podjęły wiceliderki grupy, zawieszając im wysoko poprzeczkę i walczyły ambitnie do końca. Do zwycięstwa zabrakło naprawdę niewiele...
Wynik meczu - jako pierwsze - otworzyły warszawianki, ale w niespełna 2. minucie karczewianki doprowadziły do wyrównania. Ambitnie grające podopieczne trenera Pawła Kapuścińskiego, jak przystało na zespół aspirujący do superligi, od początku meczu próbowały narzucić karczewskim szczypiornistkom swój styl gry i wypracować znaczącą przewagę bramkową. W pierwszym kwadransie, aż dwukrotnie, odskakiwały naszym dziewczynom na 2 trafienia, ale te, skutecznie kontrując, szybko niwelowały tę różnicę. I to one, w 8. minucie ponownie doprowadziły do wyrównania wyniku na: 5 do 5, a po upływie następnych kilkunastu sekund, wyszły na prowadzenie.
Do podobnej sytuacji doszło chwilę potem, kiedy warszawianki odrobiły straty i ponownie to one były górą. Kilkanaście sekund przed rozpoczęciem drugiego kwadransa, pozwoliły jednak karczewiankom wyrównać i w 17. minucie meczu, po raz kolejny, oddały im prowadzenie. W niespełna 22. minucie pierwszej połowy, podopieczne Piotra Biernackiego zdołały nawet wypracować dwupunktową przewagę: 11 do 9, ale niestety nie zdołały jej utrzymać i dwie minuty później, tablica świetlna znów pokazywała remis: 11 do 11. To był dobry okres gry Karczewa. Dziewczyny grały nie tylko z determinacją w obronie, ale bardzo dobrze radziły sobie również w ofensywie. Walczyły z wyżej notowanymi rywalkami, jak równy z równym. Kiedy w 24. minucie pierwszej odsłony meczu, warszawianki poczuły, że zwycięstwo może im się wymknąć z rąk, zmuszone były podkręcić tempo gry. Zaatakowały mocno i nie przebierając w środkach. Zdołały przełamać karczewianki i niespełna trzy minuty przed końcem pierwszej połowy, prowadziły już trzema bramkami. Gospodynie rzucając się w ostatnim zrywie zdołały jeszcze odnotować skuteczne trafienie i pierwsze trzydzieści minut zakończyło się wynikiem 13 do 15 dla KS AZS AWF Warszawa.
Pierwsze minuty drugiej połowy to wciąż nieustanny napór zespołu z Warszawy i okres gorszej gry Karczewa, przypieczętowany w 3. minucie stratą aż czterech bramek. Podopieczne Piotra Biernackiego, mimo powtarzających się ataków na bramkę akademiczek, nie były w stanie znaleźć skutecznego sposobu na dynamicznie i momentami - bardzo twardo grające - zawodniczki AWF-u. Podejmowane próby przełamania rywalek, kończyły się niepowodzeniem. W niespełna 8. minucie drugiej odsłony meczu, przewaga warszawianek nad zespołem z Karczewa wzrosła już do 5 bramek. Ten impas nie potrwał jednak długo, bo w 10. minucie karczewskie szczypiornistki złapały drugi oddech.
Teraz one mocno przycisnęły swoje rywalki, czego efektem były kary wykluczenia i żółte kartki. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak piłka ręczna to gra kontaktowa, gdyby nie fakt, że koszmarne błędy zaczęli popełniać sędziowie, którzy najwyraźniej w sobotę nie mieli najlepszego dnia. Efekt? Absurdalne kary, łącznie z czerwoną kartką dla Poli Janowskiej, które popsuły atmosferę tego wspaniałego, sportowego widowiska. A szkoda, bo dla opanowania sytuacji i uspokojenia nastrojów wystarczyłaby zdecydowana reprymenda udzielona zawodniczkom obu zespołów, na którą jednak młodego arbitra prowadzącego to spotkanie, najprawdopodobniej nie było stać. Takie zachowanie nie świadczy też dobrze o postawie sędziego, który zamiast pełnić w spotkaniu obu zespołów rolę rozjemcy, ulegał emocjom i wybiórczo podchodził do kryteriów oceny tego, co działo się na parkiecie. Ale przecież z werdyktami arbitrów się nie dyskutuje…
W drugim kwadransie po przerwie, karczewianki rzuciły wszystko na jedną szalę. W efekcie, w niespełna 16. minucie przegrywały już 6 trafieniami, 17 do 23. Ale od czego morale i wola walki? A tych przymiotów, w sobotę, zawodniczkom MKS-u nie brakowało. Powoli zaczęły odrabiać straty. Punktowały skutecznie, nawet wtedy - kiedy przyszło im grać we trzy, bo ich koleżanki z pola zostały ukarane dwuminutowymi karami. Gdyby miały więcej czasu, kto wie jakim wynikiem zakończyłoby się to spotkanie. Grały ambitnie, do końca, doprowadzając ostatecznie do wyniku spotkania: 24 do 26.
O tym, że poziom sędziowania meczów w sportach zespołowych pozostawia wiele do życzenia, mówi się nie od dzisiaj. Dostrzegają ten problem również działacze związków sportowych. Na spotkaniu otwierającym cykl szkoleń dla sędziów piłki ręcznej PGNiG Superligi, które odbyło się 22 grudnia ubiegłego roku, dyrektor biura Związku Piłki Ręcznej w Polsce, Marek Janicki mówił: - Celem warsztatów jest (…) spójne sędziowanie, które nie będzie wzbudzało kontrowersji. (…) Zaczynamy od najwyższego szczebla rozgrywek i pracujemy nad tym, aby wiedza, którą nabędą sędziowie, była przekazywana na niższe szczeble”. Sekundował mu w tym prezes Superligi, Piotr Należyty: - „Szkolenie sędziów jest bardzo istotne, żeby podnosić poziom sportowego widowiska”.
To dobrze, że działacze piłki ręcznej myślą w ten sposób, bo poziom sędziowania, zwłaszcza w niższych ligach, wymaga radykalnych i niecierpiących zwłoki działań. Sędziowie wciąż mają problemy z właściwym definiowaniem ofensywnych fauli, z przyznawaniem rzutów karnych czy karaniem progresywnym. I dopóki się to nie zmieni będą rodzić się kontrowersje i pytania - czy ich decyzje nie miały wpływu na sportowy wynik. A kibice przychodzą na mecze i oceniają, bo mają do tego prawo. Na profilu facebook-owym MKS-u Karczew, Asia T. pisze: - „Byłam, oglądałam, super mecz zagrałyście dziewczyny, tylko sędziowie się nie popisali”. A Jarosław J. dodaje: - „Dziewczyny - wspaniały mecz, doping kibiców do pozazdroszczenia, profesjonalizm sędziów - bez komentarza”. Michał Rudzki, burmistrz Karczewa, tak podsumowuje sobotnie spotkanie naszych dziewczyn: - „I tak jestem z Was dumny”. Jestem przekonany, że - po ostatnim meczu - większość karczewskich kibiców piłki ręcznej, również.
MKS Karczew - KS AZS AWF Warszawa 24:26 (13:15)
KS AZS AWF Warszawa: Zając Julia (6), Lewandowska Olga (5), Chrapusta Magdalena (2), Musiał Marta, Szczukocka Sara, Bartlod Natalia, Ściernicka Kornelia (1), Nawara Laura, Klarkowska Alicja (2), Zakrzewska Wiktoria, Lasek Jagoda (2), Pożoga Katarzyna (1), Macikowska Dominika, Jabłońska Julita (1), Lemiech Kinga (6), Kuźmicka Agnieszka
MKS Karczew: Włodkowska Klaudia (6), Janowska Pola (1), Baran Dominika (3), Jakubowska Martyna, Borkowska Marianna, Barańska Natalia (3), Bąbik Agnieszka, Kubajek Karolina, Idziak Natalia (1), Gałązka Aleksandra (5), Berlińska Magdalena (5), Słodownik Aleksandra, Siwak Joanna, Wojewódzka Gabriela, Olszanka Maja, Zabilska Wiktoria
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie