
Po ciężkim meczu, mimo dobrej postawy w całym spotkaniu i walki do ostatniej minuty, MKS Karczew uległ w minionej kolejce I ligi kobiet w piłce ręcznej akademiczkom z Warszawy 26:30 (13:17).
O takich pojedynkach trudno powiedzieć coś dobrego. No może poza tym, że był to prawdziwy mecz walki. Różnica pozycji zajmowanej przez oba zespoły w tabeli była aż nadto widoczna na parkiecie i ostatecznie została również potwierdzona końcowym rezultatem.
Karczewianki przegrały tę rywalizację 4 bramkami, chociaż wcale nie musiało tak być, bo AZS-AWF Warszawa nie pokazał w tym meczu nic szczególnego. Owszem był lepszy w całym spotkaniu i po objęciu prowadzenia w 11. minucie nie dał go sobie odebrać aż do końca, ale jego przewaga nie była na tyle przekonująca, żeby można było powiedzieć, że zachwycił czy porwał swoją postawą na boisku. A jeśli do tego obrazu dołożymy jeszcze poziom prowadzenia meczu przez arbitrów z Białegostoku, to po obejrzeniu pełnych 60. minut pozostało nieodparte wrażenie niedosytu. A szkoda, bo mógł to być naprawdę piękny piłkarski spektakl, chociażby dlatego, że karczewska hala sportowa z powodu rozgrywanego w dniach 9-11 listopada turnieju Karczew Cup’ 2019 wypełniona była po brzegi. Przez jednostronne momentami podejście sędziów do tego, co działo się w trakcie zawodów, irytacja zawodniczek na parkiecie, jak i kibiców siedzących na trybunach, sięgała zenitu. Mam nadzieję, że przyglądający się temu wszystkiemu delegat z ramienia ZPRP złoży odpowiedni raport do komisji sędziowskiej, bo taki poziom arbitrażu w I lidze z pewnością nie powinien mieć miejsca. Wiadomo - sędziowie zawsze mają rację, ale nie popadajmy w… przesadę.
W pierwszej połowie spotkania dystans podopiecznych Grzegorza Ankiewicza do zawodniczek AZS-AWF wynosił chwilami od 3 do 5 bramek, co w meczach piłki ręcznej z pewnością jest do odrobienia. Jednak popełnione błędy, brak skuteczności, jak również dużo strat własnych, nie pozwoliły karczewiankom na przełamanie poprawnie grających przeciwniczek. Kiedy wydawało się, że właśnie przyszedł ten moment, w którym scenariusz meczu zaczyna zmieniać się na korzyść zawodniczek Karczewa, te popełniały błąd i wszystko znów wracało do stanu sprzed chwili. Wybijane z rytmu, karane za swoje i nieswoje przewinienia nasze dziewczyny waliły głową w mur, nie mogąc odwrócić losów tego pojedynku.
Okres otwartej gry w 23. minucie drugiej odsłony spotkania, w trakcie której zawodniczki MKS-u rzuciły na szalę wszystkie swoje atuty, doprowadził do sytuacji, że to… akademiczki prowadziły już 29 do 21. Końcówka meczu należała jednak do zawodniczek Grzegorza Ankiewicza, które jak bokser po knockdownie zerwały się do odrabiania strat. To był bardzo dobry okres gry Karczewa, ale czasu niestety było zbyt mało, żeby odwrócić losy tej rywalizacji. Karczewiankom udało się co prawda zmniejszyć przewagę warszawianek do 3 trafień, by jednak ostatecznie przegrać cały mecz 26 do 30.
Po przegranej z AZS-AWF Warszawa MKS Karczew pozostał na 10. miejscu w tabeli, chociaż sytuacja ta z pewnością ulegnie zmianie, gdyż znajdujące się za nim na miejscach 11-13 zespoły mają rozegrane o dwa spotkania ligowe mniej. Przed karczewiankami zaś arcyważne spotkanie z MMKS Jutrzenka Płock, którą podejmą na własnym parkiecie już 17 listopada br. o godz. 16.00.
Andrzej Idziak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie