Reklama

Pasja z odrobiną szaleństwa - trener MKS Karczew o sobie i swojej pracy

09/05/2018 20:08

z Grzegorzem Ankiewiczem – trenerem piłki ręcznej kobiet drużyny MKS Karczew - rozmawia Andrzej Idziak / cz.2

- Proszę zdradzić, jaka jest  recepta na zbudowanie dobrej drużyny? To dzieło w dużej mierze przypadku, zdolności dokonywania selekcji uzdolnionej piłkarsko młodzieży czy też środowiska i warunków, w jakich przychodzi pracować trenerowi?

- Nigdy nie liczyłem, ile łącznie dziewczyn przewinęło się przez nasz  zespół przez wszystkie lata, ale na pewno wiele. Moją metodą jest „selekcja naturalna”. Kiedyś prowadziłem klasy sportowe, robiłem sprawdziany i testy, w ten sposób dobierając dziewczyny do zespołu. Z tych czasów pochodzi m.in. grająca dzisiaj w drużynie seniorek - rozgrywająca Małgosia Trzepałka. Później było z tym trudniej, bo po reformie edukacji  klasy sportowe zostały zamknięte i trzeba było radzić sobie w inny sposób. Tak naprawdę motorem pracy każdego trenera jest przede wszystkim ogromna pasja, poświęcenie względem własnej rodziny i co, tu dużo mówić, jakaś odrobina… szaleństwa. Sport zawsze zresztą opierał się w dużej mierze na pasjonatach i „szaleńcach”. Wyjątkowo uzdolnione sportowo pokolenia zawodniczek czy zawodników oczywiście się zdarzają. Trafili na takie pokolenie Bogdan Wenta czy Adam Nawałka. Nasze dziewczyny z roczników 2000 i 2001 też mają coś w sobie. To są dziewczyny charakterologicznie pasujące do siebie. Mają dobre cechy ambicjonalne, rozumieją się i  lubią - również prywatnie. Ale za tym wszystkim musi iść jeszcze ciężka i systematyczna praca, tylko wtedy przychodzą efekty.

- Czy możemy mówić o „karczewskiej szkole piłki ręcznej”?

- Myślę, że TAK… Już dzisiaj inne kluby podpatrują nas i filmują. Takie elementy jak organizacja gry czy wyjście do szybkiego ataku, rozwiązania taktyczne w przewadze - to nasze autorskie rozwiązania. Czasem oglądając jakieś rozegrania innych drużyn, dziewczyny śmieją się, że to „nasze” (uśmiech) i pytają mnie, czy ja te akcje sam wymyślam. W rzeczywistości są to lata doświadczeń,  podpatrywania najlepszych i uczenia się na błędach. Pewnym akcjom zresztą nadajemy własne nazwy, np. „Serbia” czy „Kielce”… W naszych zagraniach nie ma przypadkowości, każda z zawodniczek doskonale wie, co i w którym momencie ma zrobić na boisku. Pewne stałe elementy gry wielokrotnie i czasem do znudzenia ćwiczymy na treningach.

- Kiedy obserwuję na meczach innych trenerów, odnoszę takie wrażenie, że reagują oni bardzo impulsywnie. Pan, Panie Grzegorzu, zwykle prezentuje spokój i opanowanie. Jak Pan to robi?

- Trener powinien wykonać swoją pracę przede wszystkim  na treningu. I jeżeli przegrywamy mecz, winię o to głównie siebie samego. Ja również każdy mecz na pewno mocno przeżywam, ale ja „gram” gdzieś wewnętrznie. Każda decyzja podczas meczu jest moją decyzją i to ja jestem za nią odpowiedzialny. Mnie tylko może irytować, kiedy widzę, że jesteśmy na parkiecie zespołem lepszym technicznie i taktycznie a brakuje u nas koncentracji lub decyzje sędziowskie wypaczają wynik. Jeżeli dziewczyny dają z siebie wszystko i grają równie odpowiedzialnie w obronie, jak i w ataku, musi być dobrze.

- Bycie trenerem polega w dużej mierze na umiejętności budowania motywacji, jaka jest na to najlepsza recepta? Co Pan mówi zawodniczkom w szatni, kiedy „nie idzie”?

- Nie ma na to jednoznacznych czy gotowych recept… Sytuacje bywają różne. Trzeba jakoś do dziewczyn dotrzeć, dobrze ułożyć mecz w głowach, jasno przekazać zadania, które mają do wykonania. Najważniejsza jest sfera psychiczna. O grze defensywnej czy ataku prawie nie rozmawiamy, chyba że trzeba coś skorygować. To są już na tyle doświadczone zawodniczki, że same dają sobie radę. Ale jak widzę, że w czasie meczu, że odwróci się do mnie rozgrywająca, to wiem, że potrzebuje pomocy i wtedy pada hasło: co mamy grać? Ja oczywiście nie chcę odbierać im możliwości podejmowania decyzji i zdolności samodzielnego myślenia. Jak będzie dobrze, przytaknę, jak źle - to się wtrącę. To one same muszą być pewne tego, co chcą zrobić.

- W sporcie zespołowym, jakim jest piłka ręczna, liczy się suma umiejętności wszystkich zawodniczek, ale również, a może - przede wszystkim - charakter drużyny. Czy Pana zdaniem, MKS Karczew to drużyna z charakterem?

- TAK! Dziewczyny są silne psychicznie i doskonale wiedzą, na czym polega walka na boisku. Potrafią się postawić przeciwnikowi i nawet paradoksalnie, czasem lubią gonić wynik. Im trudniejszy przeciwnik, tym lepiej nam się gra. Jest większa koncentracja.

- Podobno styl, w jakim gra drużyna, zależy w dużej mierze od trenera, który ją prowadzi. Podziela Pan ten pogląd?

- Tak, podzielam. Każdy trener, nie tylko zresztą piłki ręcznej, ma swoją filozofię gry. Każdy ma swoją wizję organizacji gry w obronie czy ataku, naszym znakiem rozpoznawalnym jest obrona systemem 4 : 2. Podobnie jak wyjście do szybkiego ataku z pierwszą piłką zagraną do boku. Pisałem już o tym w swojej pracy magisterskiej, obserwując na meczach organizację ataku pośredniego w wykonaniu warszawskiego AZS-u. Mało tego, nawet nie wyobrażam sobie dzisiaj, aby tę akcję można było rozegrać inaczej. Najwięcej zawodniczek jest przecież w środkowej strefie boiska. A kto pilnuje linii bocznej? Zwykle jedna zawodniczka. Nasze dwie dziewczyny z jedną przeciwniczką prawie zawsze sobie poradzą. Dlatego szybki atak zawsze wyprowadzamy bokiem, a staramy się go kończyć na środku.

- Jest Pan - w pewnym sensie - dla dziewczyn grających w zespole, drugim ojcem... Średnio w roku spędza Pan z nimi więcej czasu na treningach, meczach, turniejach i obozach niż niejeden rodzic…

- Wie Pan, kiedyś nawet własne córki zarzuciły mi, że więcej czasu poświęcam dziewczynkom z drużyny niż im  (śmiech).  Ale ja nie zamierzam robić z siebie męczennika. Piłka ręczna, to co prawda, moja ogromna pasja, ale najważniejsza zawsze była i będzie dla mnie rodzina. Był taki moment w moim życiu, kiedy będąc młodym człowiekiem i jednocześnie graczem jednej z drużyn piłki ręcznej, złapałem poważną kontuzję. Dzisiaj zerwane wiązadło krzyżowe czy uszkodzona łąkotka to kilka miesięcy przerwy i powrót na parkiet. W latach 70. niestety wyglądało to zupełnie inaczej. Mimo że operował mnie najlepszy w tamtym czasie chirurg-ortopeda, można powiedzieć: „sława  światowa”, to operacja nie zakończyła się pełnym sukcesem, wskutek czego byłem zmuszony zakończyć moją piłkarską karierę. Było w tym trochę winy mojego ówczesnego trenera, który pozwolił mi grać z kontuzją. To, co się stało, jest nauczką na przyszłość, że każdy uraz należy wyleczyć do końca. Często powtarzam to moim dziewczynom... Dlaczego do tego wracam? Bo to zdarzenie i splot innych okoliczności spowodowały, że postanowiłem z żoną opuścić Warszawę i zacząć wszystko od nowa. Los zaniósł nas do Karczewa, gdzie początkowo pracowałem jako nauczyciel wychowania fizycznego w karczewskich szkołach, a kiedy w mieście wybudowano halę sportową, wiedziałem, że muszę wrócić do piłki ręcznej.

Nie ukrywam, że dziewczyny, które trenuję są mi bardzo bliskie. Łączą nas nie tylko wspólne przeżycia, ale i czas jaki spędzamy razem. Znam ich problemy i staram się im pomagać w różnych sprawach, tworzymy jedną, wielką sportową rodzinę.

- Porozmawiajmy chwilę o sprawach prywatnych… Jakim człowiekiem jest Grzegorz Ankiewicz? Co najlepiej lubi robić w wolnych chwilach?

- Trochę marzyciel, trochę szaleniec - taka mieszanka. Wolne chwile, których niestety nie mam zbyt dużo, lubię spędzać z rodziną nad Narwią, gdzie najlepiej wypoczywam. Spotykamy się tam z przyjaciółmi, w dzień wędkujemy, a wieczorem obowiązkowo ognisko, gitara i cygańskie pieśni śpiewane do rana.

- Co jest dla Pana w życiu ważne?

- Na pewno rodzina! Mam świadomość, że wciąż poświęcam jej za mało czasu… ale dopóki mnie wspiera i zdrowie dopisuje, to wyznaczam sobie nowe cele. Kiedy wybiegam myślami w przyszłość, to bardzo boję się tego momentu, kiedy moja przygoda z piłką ręczną się skończy i zostaną mi tylko wspomnienia. Wie Pan… ja cały czas gram, nawet kiedy odpoczywam w fotelu albo jestem na rybach. To silniejsze ode mnie.

- Dziękuję za rozmowę!

 

O tym m.in. jak drużyna MKS Karczew awansowała do I ligi - czytaj w 1 części wywiadu z Grzegorzem Ankiewiczem

Aplikacja iotwock.info

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iOtwock.info




Reklama
Wróć do